"Długi zew" to nowa seria pani Ann Cleeves i jest to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Nie wiedziałam też, czego się spodziewać po lekturze. Ma ona swoje mocniejsze i słabsze strony.
Małe grono mieszkańców i ich tajemnice, to jest to, co lubię w książkach kryminalnych. Pytanie, czy uda się czytelnikowi szybko wychwycić winowajcę całej historii, czy też do samego końca będzie się przerzucało zarzuty z jednej postaci na drugą. W tej świetnie wykreowanej intrydze jest wiele sieci podejrzeń, które i tak prowadzą do jednego miejsca - Centrum Woodyard. Oczywiście wszystko zaczyna się od morderstwa mężczyzny, którego ciało znaleziono na plaży. Jak toczy się śledztwo?
No właśnie, dość mozolnie, co niestety przełożyło się na chęć czytania książki. Mam wrażenie, że akcja toczy się bardzo wolno, a patrząc na objętość książki, bałam się, że czytanie zajmie mi co najmniej tydzień. Na szczęście tak się nie stało, ponieważ będąc już w 2/3 historii, akcja nabrała tempa i nie mogłam oderwać się od książki. Wynagrodziło to moje wcześniejsze zmagania z ospałym tempem i fakt, że nie mogłam wytypować sprawcy zamieszania również jak najbardziej zapracowało na plusa.
Autorka poruszyła delikatne tematy, których się nie spodziewałam, odczuwa się ich wydźwięk i skłania do refleksji. Radzenie sobie w życiu codziennym osób chorujących na zespół Downa, a także ich bliskich, którzy się nimi opiekują. Ograniczenie zaufania do osób duchownych, czy nietolerowania z...