Pierwsza połowa książki czytała mi się opornie, a to dlatego, że wątek żony Mocka wydał mi się bez związku z akcją, ale trwałam ze względu na opisy. Po prostu Krajewski dobrze pisze. Po połowie akcja nabrała tempa i wszystko zaczęło się klarować. W sumie jestem usatysfakcjonowana lekturą.
Na uwagę w książce zasługuje klimat noir starego Breslau i ogólnie przedwojnia. Autor świetnie oddał to znudzenie, to wyczuwanie zmierzchu starego świata. I cała zbrodnia wpisuje się w to znudzenie. Akcja rozgrywa się wcześniej niż pierwszy tom, przed założeniem Gestapo. Przypomnijmy, że ta krwawa instytucja już działa w pierwszym tomie. Tutaj jeszcze tego nie ma, ale mamy zdegenerowaną elitę, szukającą głębokich doznań cyganerię artystyczną i 'zdrowy' lud, występujący jedynie w głowie zdesperowanego Mocka, coś jak Wokulski, ale scena jest świetna.
Postać Mocka w tym tomie nabiera cynizmu. Poznajemy różne brudy z jego przeszłości, a on jest na pewno pamiętną postacią.