Po "Karin córkę Monsa" sięgnęłam przypadkiem - uwielbiam buszowanie po bibliotecznych półkach "Oddane" i "podarowane". Czasami trafia się na takie perełki jak właśnie "Karin...".
Tą książkę można by było właściwie opisać jako bajkę. Niekoniecznie współczesną, ale jednak bajkę o Kopciuszku. Gdyby nie... no właśnie, gdyby nie autor. Chyba każdy z nas czytał Egipcjanina Sinuhe - fenomenalną fikcję literacką osadzoną w realiach ówczesnego Egiptu. "Karin..." rewelacyjna powieść historyzycująca (jeżeli mogę się tak wyrazić), napisanej zupełnie nienudno, jak na Waltariego.
Z kilku jego książek, które czytałam, właśnie ta cecha (lekko nudne pióro, jak dla dzisiejszego czytelnika) jest dominująca. Podobny jest w tej kwestii do Andricia. Tylko, że Andrić pisał o jednym regionie - Jugosławii, a konkretniej Bośni - Waltari natomiast jest multiregionalistą, co więcej - Porusza się biegle w wielu (bardzo wielu) dziejowych okresach.
No i tu rodzi się pytanie: jak bardzo fabuła jego książek oparta jest na autentycznych wydarzeniach, zwanych historią, a co jest wytworem wyobraźni autora. Niewątpliwie oddaje tło społeczno-obyczajowe, jednakże ile z jego książek jest prawdą historyczną, a ile prawdą Waltariego. Autor nie mógł być przecież "specjalistą od wszystkiego", a jego wybitna płodność pisarska wyklucza, a przynajmniej powoduje wątpliwości, dogłębne badanie tematu. Niemniej jednak każda książka Walteriego pozostawia wrażenie lektury wybitnego specjalisty...