Podążając za świadkami męki pańskiej. Dzieje Chrystusa to wdzięczny temat dla literatury czy kina (najśmieszniejsze jest to, że antyklerykał - Luis Bunuel w 1959 r. objawił światu ,,Nazarina'' - kręcąc najpiękniejszy film o Jezusie w historii kina!). Mika Waltari zbliżeniowo opowiada się za mistrzami kina - chadzając ścieżkami świętych, przeglądając wielkie czyny i cuda w Jerozolimie, gdzie zmarli powstali z grobu, chromi zaczęli chodzić, a ślepcy widzieć. Żydowski król okazał się zwykłym człowiekiem, dlatego, o ironio, żydzi uznali go za bałwochwalca i oszusta. Założę się, że Jezus w dzisiejszych czasach pozostałby kontrowersyjną postacią, która wzbudzałaby rebelie i powstania przeciwko królom - politykom. Wbrew obiegowej opinii, to nie Kościół czyni, że ludzie wierzą czy nie w chrześcijańskiego Boga. W syna Najwyższego czy Marię z Nazaretu. Lecz przekonanie o czymś, że człowiek to coś więcej niż glina, z której został ulepiony.
Mika Waltari zbliża się do biblioteki Aleksandryjskiej. Wypłaszczając na plan pierwszy przepowiednie i proroctwa. Nasz protagonista śledzi z zapartym tchem drogę krzyżową. A później nieoczekiwane zmartwychwstanie, które dla wielu niedowiarków, to czysta blaga, oszustwo i dowcip z czarnej komedii. Jedni doświadczyli objawienia i możliwości uzdrawiające od samego króla z królestwa niebieskiego, inni raczej pozostali sceptyczni, i otrzymujemy sceny, gdzie wprost ludzie drwią z Jezusowej wielkości oraz misji. Nasz ateista w roli głównej cor...