Nie wiem, czy potrafię być całkowicie obiektywny, jeśli rzecz tyczy się upadku Konstantynopola. Od kiedy przeczytałem książkę Stevena Runcimana o tym wydarzeniu, nabrałem jakiegoś wielkiego sentymentu i zainteresowania tą niesamowitą historią. Bo doprawdy, jest w niej coś wyjątkowego, coś tragicznego, a jednocześnie wspaniałego i ponadczasowego...
Dlatego też, gdy w księgarni przypadkowo trafiłem na książkę Miki Waltariego, z akcją osadzoną właśnie w Konstantynopolu ostatnich miesięcy Cesarstwa Wschodniorzymskiego, niemal bez wahania ją kupiłem.
Przeczytałem - i nie zawiodłem się. Autor wiernie i wiarygodnie odtwarza wydarzenia historyczne z lat 1452-1453. Po lekturze Runcimana, książkę czytałem już z pewnym bagażem wiedzy. Ale i bez tego nie byłoby problemu, gdyż fiński pisarz przedstawia świat ciekawie i zgodnie z historią. Ponadto, Waltari uzupełnia wszystko o dialogi, których w bardziej opisowej, dokumentalnej książce Runcimana oczywiście nie ma, a dzięki którym wszystkie postacie stają się jeszcze bardziej realne i nam bliższe.
Głównym wątkiem, obok obrony upadającego miasta (ba, imperium, cywilizacji!) jest miłość Johannesa Angelosa (bodaj jedyna postać fikcyjna) i Anny Notaras. Forma pamiętnika jest całkiem ciekawa i fajnie zdaje egzamin. Początkowo spotkania zakochanych trochę mnie nudziły, ale im dalej, a szczególnie w ostatnich dniach oblężenia, również ten wątek śledziłem z nie mniejszą ciekawością, niż pozostałe. Dodaje on i tak już niezwykłej dra...