Przez chwilę wahałem się nad wyższą oceną, ale po przeczytaniu zakończenia wystawię jednak 7/10. Niestety, powieść nie tak dobra, jak "Na wschód od Edenu", ale też nie mogłem zbyt wiele wymagać, skoro porównywałem "Grona gniewu" do najlepszej książki amerykańskiej, jaką w życiu czytałem.
Realizm w ukazaniu tej nowożytnej wędrówki ludów, a także przedstawienie relacji w rodzinie Joadów, to główne zalety książki. Owszem, jest dalej o krytyce kapitalizmu, są rzucające się w oczy biblijne analogie, do niektórych postaci można się naprawdę przywiązać, ale z drugiej strony jest to powieść strasznie rozwleczona.
Bohaterzy zazwyczaj mają jedną przypisaną przez autora rolę, którą z uporem maniaka wałkują przy niemal każdej sposobności. Po co mi czytać kolejny raz gadaninę Ala, że się najmie na mechanika, albo jak stryj John bełkocze o swoich grzechach. Rose będzie nawijać o tym, że jej źle i co sobie w Kalifornii kupią, a jej chłop truje o studiach wieczorowych. Non stop. Do znudzenia.
Cokolwiek mylące może być twierdzenie, że głównym bohaterem jest tu Tom. Co to, to nie! Matka Joad to postać charyzmatyczna, motor napędowy całej rodziny. Dobrze wie, że przetrwają tylko w grupie i desperacko walczy z przeciwnościami, które na nich spadają. Widzimy tu też ciekawą transformację, jak ojciec, do tej pory głowa rodziny, karłowacieje do rozmiarów biernego wykonawcy rozkazów matki.
Narracja jest świetna, a pojawiające się co jakiś czas fragmenty niezwiązane z osią fabular...