Bardzo chcę wierzyć, że w ludziach zdecydowanie więcej jest dobra niż zła lecz czasem tak trudno bronić tego stanowiska.
Do przerażająco smutnych wniosków skłoniła mnie lektura książki "Dziewczyna z sąsiedztwa" Jacka Ketchuma, powiem szczerze - nie byłam na nią gotowa. Myślę, że nikt nie jest, a nawet nie powinien być.
Nieetyczne, niemoralne i nieakceptowalne społecznie zachowania można dostrzec w działaniach wielu ludzi ale tylko niektóre z nich przepełniają nas prawdziwym strachem. Często myślimy, że dotyczą one pewnych szczególnych, psychopatycznych jednostek. Okazuje się jednak, że mrocznych aspektów osobowości jest więcej, a wszystkie mają jakieś wspólne źródło w ogólnej tendencji do popełniania zła.
Tego, co wydarzyło się w małym amerykańskim miasteczku nie sposób pojąć. Tą pozornie spokojną okolicę poznajemy oczami nastoletniego Davida. On jako pierwszy spotyka piękną Meg Loughlin, która wraz z kaleką siostrą zamieszkiwać będzie odtąd u swojej ciotki Ruth. Dziewczyna od początku czuje, że kuzynostwo za nią nie przepada, gdy jej obawy potwierdzają się - nastolatka próbuje szukać pomocy. Na próżno.
W domu Chandlerów, przy ślepej uliczce, w ciemniej, zawilgoconej piwnicy, Meg i Susan zdane są na łaskę kapryśnej i cierpiącej na ataki szału koszmarnej ciotki, którą ogarnia coraz mroczniejsze szaleństwo. Co gorsza - zaraża nim również swoich trzech synów oraz część ok...