Amerykańskie przedmieście. Meg i Susan muszą tu zamieszkać z ciotką i trójką kuzynów, ponieważ ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Dziewczyny nawet nie przypuszczają, jakie piekło zgotuje im szalona i rozgoryczona życiem ciotka, jaką nienawiścią będzie ich darzyć. Jeden z przyjaciół jej kuzynów, a zarazem narrator w powieści „Dziewczyna z sąsiedztwa”, mówi o Meg: „Była inna od wszystkich dziewczyn jakie znałem”[1]. Czy to, że nie była jedną z nich upoważniło ich, aby „znęcanie się nad nią przeszło do porządku dziennego”[2].
„Dziewczyna z sąsiedztwa” Jacka Ketchuma to powieść legenda. Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia często przytaczana w różnych dyskusjach na temat horrorów jako książka mocna i zostawiająca swoje piętno na czytelniku. Zaliczana do kanonu literatury grozy, jednak w moim odczuciu był to brutalny thriller psychologiczny. Pomysłowość ciotki Ruth w wymyślaniu kolejnych tortur jest przerażająca. Ogrom cierpienia, jakie musi znieść Meg niewyobrażalny. Jednak to pewne kwestie psychologiczne, jakie wychodzą w trakcie czytania są najciekawszy elementem tej powieści.
Jack Ketchum postawił na nietypowego narratora. Zazwyczaj takie historie opowiadane są z perspektywy ofiary lub oprawcy (ewentualnie jakiegoś policjanta/detektywa). David jest sąsiadem Ruth i przyjaźni się z jej synami. Dzieciak wchodzący w wiek nastoletni. Nie uczestniczy on we wszystkich wydarzeniach, jednak zostaje zaproszony do „Gry” i widzi wystarczająco. David staje przed dylematem moralnym: „Zastanawiałem się, czy powinienem spróbować jej pomóc w jakiś sposób. Występował tutaj konflikt. Meg mi się podobała, a na dodatek lubiłem ją. Jednak Donny i Ruth byli starymi przyjaciółmi”[3]. Pozostać lojalnym wobec osób, które zna się od lat? Zaufać sąsiadce, którą się lubi i podziwia? A może posłuchać rozumu, który podpowiada, że dzieje się zło, a przy okazji zostać „rycerzem na białym koniu” i uratować piękną księżniczkę?
Kiedy David zmaga się ze swoim dylematami, my zastanawiamy się, co on jako dziecko może zrobić. Zresztą sama Meg nie jest bierna. Szybko podejmuje kroki, aby zaalarmować otoczenie. Jednak to tylko dzieci, a „[dziecko] było stworzone do tego, by znosić upokorzenie (…).”[4]. Z jednej strony oczywistym jest, że młody człowiek ma swoje prawa, że nie jest niczyją własnością, ale z drugiej... Czy nie są to tylko frazesy? I żebyśmy mieli jasność, ja potępiam wszelkie nadużycia władzy wobec dziecka. Nie oszukujmy się natomiast, że jest ono skazane na łaskę i niełaskę dorosłych, którzy są silniejsi i „wiedzą lepiej”. Bardzo przygnębiające jest to, że Meg zrobiła to co powinna, wiedziała, gdzie się udać po pomoc. Ale czy ją otrzymała?
Ostatnią rzeczą o jakiej chciałam wspomnieć jest charyzma Ruth. Znamy takie sytuacje, kiedy jeden prowodyr znajduje sobie ofiarę, a zapatrzona w niego grupa przyklaskuje jego poczynaniom. W przypadku wydarzeń opisanych w „Dziewczynie z sąsiedztwa” szokujące jest to, jak dorosły manipuluje dziećmi używając ich do realizacji swoich chorych planów i jak odczłowiecza on swoją ofiarę. Z kolejnymi stronami, torturami, upokorzeniami, wyzwiskami mamy wrażenie, że oni przestali widzieć w Meg człowieka, że Ruth zaszczepiła im swoje patrzenie na dziewczynę. Spojrzenia spaczone żalem za utraconą młodością i pięknem oraz zazdrością, które wywołały falę nienawiści do własnej płci. Ten dorosły prowodyr, ta kobieta i armia dzieciaków, które myślą, że się bawią, a tak naprawdę mocno przekraczają granice prawa i nietykalności, sprawiają wrażenie ekstremalnej degeneracji.
„Nie wspominaj o tym”[5] - czy tyle wystarczy, żeby zasznurować usta? Czy to tajne hasło będzie zaproszeniem do niezapomnianej zabawy? Wystarczy, że nie wspomnisz, a staniesz się częścią „Gry”. Musisz tylko pamiętać, że role się w niej zmieniają, a niesubordynacja grozi karą. Do tego „Mistrz gry” jest szalony.
[1] Jack Ketchum, „Dziewczyna z sąsiedztwa”, tłum. Łukasz Dunajski, wyd. Papierowy księżyc, Słupsk 2016, s. 29.
[2] Tamże, s. 242.
[3] Tamże, s. 155.
[4] Tamże, s. 142.
[5] Tamże, s. 157.