Uwaga, rozkminka
![]()
Wczoraj był piątek, zatem był też plan by zrobić trening. Nie żeby szczególnie mi się chciało, albo pogoda zachęcała. Po prostu w piątek mam taką możliwość i zazwyczaj planuję trening na piątek.
Dlatego ruszyłem. Skłamałbym pisząc, że było fajnie. Było fatalnie. Nie ma przypadku w tym, że na dystansie 100km minąłem całe 0 (słownie: zero
![]()
) innych rowerzystów.
Zimno okrutnie. Odczuwalna -2°C.
Do tego wiatr, że nie dało się puścić kierownicy. I deszcz też się trafił... Po 25km miałem już zupełnie dość.
Ale wtedy przypomniało mi się, że "jeśli zniechęcasz się w dniu trudności, trudno mówić o twojej sile" (Prz 24,10).
Taki był plan. A tych trzeba się trzymać nie tylko kiedy jest miło i świeci słońce. Jeśli tak jest - to wartość dodana.
Wytrwałość jednak kształtuje się zazwyczaj gdy mocno wieje.
Po co to robię? By utrzymać gotowość.
Łatwiej jest się motywować gdy widzimy progres.
Ja od dawna go nie widzę... Nie zwiększam tempa, nie robię dłuższych dystansów, nie zmieniam drastycznie wydolności.
Robię to aby utrzymać to co już osiągnąłem. I by być gotowy w czas dogodny i niedogodny.
Wiele osób wysypuje się wtedy gdy wydaje się, że wysiłek nic więcej już nie daje. Racja - wydaje się. Utrzymanie czegoś, stałość, niespektakularna wierność jest często wiekszym wyzwaniem niż dotarcie gdzieś, albo zdobycie czegoś...
Pozdrawiam Was po najgorszej setce na rowerze od niepamiętnych czasów. Zmarzłem niemiłosiernie, najadłem się gilów i ogólnie miałem dość
![]()
Życzę Wam, żebyście się nie poddawali. Wytrwałości, bo stałość i wierność przyniesie owoc kiedy inni się wyłożą
![]()
PS. Smak bułki z pasztetem gdy masz 70km w nogach jest jakiś inny - sprawdźcie
![]()