Ostatnio wielokrotnie byłem pytany o to jak długo przygotowywałem się do ultramaratonu. To trudne pytanie, na które prawdziwą była zarówno odpowiedź, że w ogóle tego nie robiłem, jak i to, że zajęło mi to ponad rok.
Nie przygotowywałem się specjalnie do ultramaratonu. Oczywiście czytałem o tym na co zwrócić uwagę i zadbałem o nasmarowanie wszystkiego co da się nasmarować w rowerze. Przejrzałem trasę i posłuchałem relacji tych, którzy taką przygodę mają za sobą. Jednak nie trenowałem specjalnie pod ultramaraton.
Z drugiej strony regularnie ćwiczę od września 2022, co przygotowało mnie do pokonania 600 kilometrów ciągiem. Nie mógłbym tego zrobić gdyby nie wytrwałość.
Biegałem w upał i mróz. Jeździłem na rowerze nie tylko gdy sprzyjała temu aura. Również w wietrze, chłodzie, deszczu, a ostatnio nawet podczas gradobicia. To wszystko mnie hartowało. To wszystko pomogło mi przetrwać kryzys. To wszystko przekonało mnie, że mogę to zrobić. W swoim tempie, wytrwale, kilometr za kilometrem.
Gdy startowałem – nie myślałem o mecie. To by mnie zgubiło, gdybym od początku liczył jak daleko ona jest. Nastawiłem się na długą jazdę, niezależnie od trudności jakie spotkają mnie po drodze, a tych nie brakowało… :)
600 kilometrów longiem jest najbardziej szaloną rzeczą jaką zrobiłem… i co teraz? Nic. Nadal ćwiczę tak samo, choć nie przygotowuję się do kolejnego wyścigu. A jednocześnie stale trwam w przygotowaniach. Nie chcę tracić gotowości, bo nie było łatwo dotrzeć do tego miejsca.
Słowo Boże właśnie tego mnie uczy. Oczywiście w kwestiach wyższej wagi niż cielesna tężyzna, ale również w tej materii ma to zastosowanie:
„Nadal jednak trwajmy w tym, co już osiągnęliśmy” (Flp 3,16).
Wytrwałość jest kluczowa. Czasem okoliczności nam sprzyjają. Ale często trzeba o nie zawalczyć. Staram się mieć luźniejsze piątki, aby wybrać się na dłuższą przejażdżkę. Czasem, z różnych powodów, jest to niemożliwe. Jednak chcę trwać w tym, co już osiągnąłem.
Dlatego, choć po przejechaniu 600 kilometrów odgrażałem się, że nie wsiądę już na rower, dziś zrobiłem to o 5 rano, żeby zrobić szybkie 100 kilometrów przed śniadaniem. Ania jeszcze spała, kiedy zbliżałem się do Tczewa… Zmarzłem niemożebnie, ale wiem, że wyrobię się z obowiązkami, a jednocześnie nie odpuściłem sobie.
Jedyny zły trening, to ten, który się nie odbył :)
Dla śledzących moje piątkowe wyprawy - dziś "tylko" setka, na mojej ulubionej, najlepiej znanej trasie do Tczewa.
Za to z przygodą - dwa razy złapała mnie ulewa z gradobiciem. W połączeniu z odczuwalną temperaturą 4°C dość ekstremalne doświadczenie, poddające w wątpliwość sens dalszego pedałowania
Nie chcę sprawy jakoś przeduchawiać, ani wpisywać głębszego sensu w trywialne pedałowanie, niemniej miałem swoje refleksje. Jako, że siodełko stało się ostatnio moim ulubionym miejscem na zbieranie myśli, podobnie było i dziś...
Zdarza się, że w życiu spotykają nas niespodziewane przeciwności, które kwestionują sens dalszego zmagania. Zwłaszcza jeśli robimy coś, co nie jest naszym obowiązkiem, ale wynika z naszej wolnej woli.
Możemy coś robić regularnie i nie mieć wątpliwości. Zwłaszcza gdy świeci słońce i nie zmagamy się z wiatrem. Jednak pojawiające się trudności zasiewają zwątpienie.
Jest pewien werset z Przypowieści Salomona, który zachęca do wytrwałości:
"Jeśli zniechęcasz się w dniu trudności, trudno mówić o twojej sile" (Prz 24,10).
Ja wiem, że to tylko wyprawa rowerem. Ale przełamanie się i trzymanie się planu, mówi mi, że moja siła (ta fizyczna) ma się dobrze
Dziś testowałem jazdę z "pełnym" ładunkiem. Troszkę się czułem jakbym sunął czołgiem. Ale mimo tego i pogodowych zawirowań, udało mi się pobić mój rekord na dystansie 100 km
W święta wchłonąłem najlepszy sernik (trust me), ale udało się go spalić . Jestem teraz na etapie wypalania z obwodów resztek sałatki jarzynowej
Spotkałem zająca pod Grand Hotelem i mnóstwo ludzi na plażach...
100km w piątek oczyszcza mózg , polecam
W międzyczasie wysłuchałem wywiadu Mazurka z ambasaroderm , i byłem w naprawdę ciężkim szoku słuchając go. Choć mam w sobie wiele sympatii dla Izraela, to trzeba obiektywnie ocenić, że mogliby znaleźć kogoś lepszego, kto reprezentowałby ich w Polsce :) (mówić oględnie)
Jako, że tak żywo reagowaliście na wieści z minionego piątku, to mały update również z wczoraj.
W piątki staram się (dosłownie) wietrzyć głowę.
Tym razem miałem nieco mniej czasu, więc zdecydowałem się na mniejszą pętlę - 114 km - by odwiedzić Kolnik.
Trasy przez lasy są masakryczne z powodu błota - nie ufajcie nawigacjom.
Dziś dowiedziałem się też dlaczego Grabiny Zameczek nazywają się tak uroczo. Co prawda krzyżacki zameczek nie imponuje na pierwszy rzut oka, ale zostałem wpuszczony z latarką do piwnic - i tam jest już ciekawiej :
W Grabinach widziałem też bardzo ładny czarny domek
I choć znów fragmentami nosiłem dziś rower, to końcówkę jechałem piękną drogą przez las (wyspa Sobieszewska ).
W drodze wysłuchałem dwóch wykładów dotyczących Dziejów Apostolskich, co by nakarmić nieco ducha.
A na koniec, w najlepszym towarzystwie, również coś dla ciała.
Pozdrawiam zmęczony i gotowy do kolejnych wyzwań dnia codziennego
Załapałem zajawkę na podróże rowerem. Nie sądziłem, że aż tak bardzo mi się to wkręci. Rok temu na starym, wysłużonym "góralu" przekroczyłem magiczny dystans 100 km i postanowiłem, że jeśli nie znudzi mi się jeżdżenie do końca sezonu, to zainwestuję w rower :)
Nie znudziło mi się. A ten sezon otworzyłem w styczniu :)
Kupiłem używanego Kross Eskera 6.0 i odkrywam świat graveli...
Co go odróżniało od minionych? Bez wątpienia systematyczność w aktywności. Załączone zdjęcie było jednym z bodźców, by pod koniec 2022 „wziąć się za siebie”, ale szczerze nie wierzyłem wtedy, że wytrwam długo w tym postanowieniu.
Okazuje się jednak, że można
Słowo Boże wzywając nas do ćwiczenia się w pobożności, mówi, że „ćwiczenie ciała przynosi mniejszy pożytek” (1 Tm 4,7-8). Jednak nie deprecjonuje (jakby się czasem chciało myśleć) w tym miejscu wartości aktywności fizycznej!
Po roku mogę Wam powiedzieć, że czuję się lepiej i myślę klarowniej. Jest coś na rzeczy w powiedzeniu, że „w zdrowym ciele – zdrowy duch”. Systematyczność w bieganiu bez oglądania się na panujące warunki, zahartowała mnie na wiatr wiejący w oczy. Bo wiem, że jeśli przetrwam krytyczną chwilę, potem będzie wiało w plecy
Miniony rok pokazał mi też, że wierność w małym popłaca. Bo choć trzeba czasem uzbroić się w cierpliwość – efekt systematyczności prędzej czy później przyjdzie. Trzeba po prostu wytrwać…
To „ćwiczenie ciała, które przynosi mniejszy pożytek” pomogło mi również zrobić kilka kroczków do przodu jeśli chodzi o samodyscyplinę. Konsekwentnie wytrwać w czytaniu Biblii wg chronologicznego planu przez cały rok. Zdecydowanie oceniam 2023 pozytywnie.
Drobne podsumowanie w liczbach:
- 2452 km – tyle przebiegłem
- 1842 km – tyle przejechałem na rowerze
- najlepsze 5 km – 18:52
- najlepsze 10 km – 38:22 (23. miejsce w Biegu Niepodległości)
- najlepszy półmaraton (21 km) – 1:29:50
- najlepszy (jedyny) maraton (42,195 km) – 3:11:17
Ciekawe co przyniesie 2024 rok. W końcu będzie o jeden dzień dłuższy
Oczywiście mam świadomość, że ważniejsze jest ćwiczenie się w pobożności, która „przydatna jest do wszystkiego, ponieważ łączy się z obietnicą życia teraźniejszego i przyszłego”. Taki mam też plan na 2024
W listopadzie minionego roku otrzymałem na urodziny egzemplarz świeżo wydanej FireBible. Pamiętam, że gdy pochwaliłem się w Internecie tym prezentem, dość szybko zostałem zapytany o moją opinię na temat tego wydania. Nie chciałem jednak śpieszyć się z wydawaniem oceny, ponieważ życie już mnie nauczyło, że pierwsze wrażenie potrafi być mylne. Pamiętam jak cieszyłem się z Nowego Przekładu Dynamicznego, zanim dotarło do mnie po pewnym czasie, że jest to parafraza fragmentami mocno naginana pod poglądy zespołu redakcyjnego.
Spędziłem z FireBible już ponad rok. Przeczytałem w tym czasie całą Biblię korzystając z tego wydania, oraz całą masę przypisów, komentarzy i kilkanaście artykułów, spośród siedemdziesięciu jakie tu znajdziemy. Jest to zatem czas, kiedy czuję się już na siłach aby wydać wstępną opinię.
W końcu doczekaliśmy się w Polsce takiego wydania, które wspiera samodzielne studiowanie Pisma Świętego. Pamiętam jak przed laty byłem zachwycony wizytą w chrześcijańskiej księgarni w Nowym Jorku, gdzie regały dosłownie uginały się od wszelakich „study bible”. Miałem trudność by się odnaleźć w tym całym bogactwie przekładów i wydań. Najchętniej bym wykupił wszystkie, jednak nie były to tanie pozycje. Nie myślałem wtedy, że doczekam się podobnego wydania w języku polskim.
Ważne abyś miał świadomość, że FireBible nie jest nowym przekładem! Nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale sam tekst biblijny jest całkowicie tożsamy z przekładem literackim (SNP), ukończonym przez Piotra Zarembę w 2016 roku. Pisałem jakiś czas temu o tłumaczeniach Biblii na język polski i uważam, że wybór tego przekładu jako podstawy dla FireBible jest bardzo dobrą decyzją.
To co wyróżnia FireBible na naszym rynku wydawniczym, to mnogość dołączonych do tekstu map, tabel, wykresów i komentarzy, które przybliżają nam tło historyczno-kulturowe danych fragmentów Słowa Bożego. To bardzo przydatne narzędzie dla wszystkich, którzy pragną głębiej wnikać w przesłanie Pisma Świętego. Wiele z informacji jakie tu znajdziecie nie będzie szczególnie odkrywcza i była już dostępna również w języku polskim, ale zdecydowanie plusem jest to, że zostało to zebrane w jednym miejscu. Nie potrzebujemy zatem całej biblioteki na podorędziu. Albo mówiąc inaczej – sięgając po FireBible, sięgamy de facto do całej masy książek, które pomagają nam we wnikaniu w przesłanie Pisma Świętego.
Przykładowo, czytając księgi historyczne, znajdziemy tu m.in. tabelę ze wszystkimi władcami Izraela i Judy, z podanymi datami ich panowania, referencjami do fragmentów Biblii, które opisują ich rządy oraz informację, którzy z proroków w tym czasie przemawiali w imieniu Pana. To pomaga nam uporządkować i usystematyzować wiedzę, którą trudno jest nam czasem samodzielnie wyłuskać z tekstu.
Każda księga poprzedzona jest również niedługim ale solidnym wstępem. Znajdziemy tu oczywiście informacje o autorstwie i datowaniu danej części Biblii, opisane tło kulturowo-historyczne oraz cechy szczególne. Bardzo podoba mi się, że w przypadku Starego Przymierza redakcja zamieszcza również informacje o wypełnieniu się treści danej księgi w Nowym Przymierzu.
Nie czytałem oczywiście wszystkich informacji pochodzących od redakcji, i nie analizowałem każdego komentarza do poszczególnych wersetów, dlatego nie mogę ręczyć, że nie znajdziecie tam żadnych błędów lub nadinterpretacji. Mogę jednak szczerze napisać, że ja nie znalazłem na ten czas (po roku codziennej lektury) niczego co by mnie zaniepokoiło, zasmuciło lub oburzyło. Choć część komentarzy jest oczywistych i nie wnosi zbyt wiele, to jednak znajdują się tu też takie, które były dla mnie odkrywcze i pozwoliły mi lepiej zrozumieć dane fragmenty oraz poszerzyły moją wiedzę, np. historyczną. Tak było np. w przypadku 11 rozdziału Księgi Daniela, gdzie pięknie wskazano na wypełnienie się części wizji proroka w czasie powstania Machabeuszy.
Jeśli miałbym napisać o tym co mi się nie podoba w FireBible, to wskazałbym na niefortunny podtytuł „Biblia dla charyzmatyków”, który mógłby sugerować, że jest to wydanie dla wybranych. Część ludzi, którzy (niesłusznie) utożsamiają charyzmaty z panującą w pewnych kręgach charyzmanią, może sceptycznie odnosić się do tego wydania Słowa Bożego. Uważam, że byłoby to z wielką szkodą dla nich, gdyby „nie dali szansy” FireBible, ze względu na to, że mają nienajlepsze zdanie o tzw. charyzmatykach. Wszak czytając Słowo Boże ciężko negować ważną rolę Ducha Świętego w życiu ludzi wierzących i właśnie ten fakt jest tu podkreślany.
Choć nie rozumiem dlaczego w polskim wydaniu pojawił się ten podtytuł (w USA jest to po prostu FireBible), to jestem przekonany, że jest to zbiór wartościowych materiałów do studiowania Słowa Bożego, z którego każdy może wiele skorzystać. Cieszę się, że doczekaliśmy się takiego wydania – w końcu mamy „study bible” z prawdziwego zdarzenia w języku polskim. To Biblia nie tylko dla charyzmatyków.
Czy potrzebujemy Słowa Bożego z dodatkowymi komentarzami? Z pewnością nie. Zawarte w tym wydaniu komentarze, choć trafne i spójne z tym jak wierzę, są jedynie redakcyjnym dodatkiem do natchnionego Pisma Świętego. Trzeba pamiętać, że normą naszej wiary i życia jest Biblia, a nie komentarz ludzi do niej. Jeśli jednak będziemy mieli to na uwadze, to FireBible będzie przydatna – zarówno dla studenta teologii, jak i starszej osoby, która na emeryturze ma więcej czasu by wnikać w to co najistotniejsze.
CHRONOLOGICZNY PLAN CZYTANIA BIBLII
Przełom roku to dobry czas by rozpocząć rzetelne studium Pisma Świętego. FireBible może być tu pomocna. Od stycznia znów rozpocznę lekturę Słowa Bożego od początku i planuję kolejny raz przeczytać całość w przeciągu roku. Proponuję ci abyśmy wspólnie podjęli się tej podróży, czytając Słowo Boże według klucza chronologicznego.
Poprawiłem drobne błędy jakie pojawiły się w planie, który opracowałem przed rokiem. Uwzględnia on chronologię opisywanych wydarzeń. Każdego dnia zaproponowane są w nim fragmenty ze Starego i Nowego Testamentu, oraz Psalm albo fragment Przypowieści Salomona. Lektura Słowa Bożego wg tego planu pomoże Ci np. lepiej uchwycić przesłanie proroków, ponieważ ich księgi będziesz czytał w tym samym czasie, co kolejne rozdziały z ksiąg historycznych, oddających kontekst w jakim działali. Został on również skonstruowany w ten sposób by jednocześnie czytać Stary i Nowe Testament.
Czytałem Biblię wg tego planu przez cały miniony rok i był to czas owocujący w wiele duchowych przemyśleń. Wiem jednak, że Bóg wciąż ma dla mnie w swoim Słowie wiele skarbów. Dlatego chcę nadal je odkrywać i zachęcam do tego również Ciebie!
Komu nie zdarzyło się mierzyć z tym, że coś przebiegło nie tak, jak oczekiwaliśmy? Taka jest najprostsza definicja rozczarowania. Inna brzmi: „jest to emocja, której doznajemy, gdy nasza wiedza, wiara lub nadzieja ulegnie niemiłej dla nas konfrontacji z rzeczywistością. Konfrontacja może być dowolnie subiektywna, np. gdy ktoś nas wprowadzi w błąd”.
Wielokrotnie mierzyłem się w moim życiu z rozczarowaniem. Nieraz moje oczekiwania zawodziły w konfrontacji z rzeczywistością. Oczywiście nie zawsze miałem słuszne podstawy by być rozczarowanym. Po prostu dałem się wprowadzić w błąd (a nieraz sam się oszukiwałem) bezpodstawnie czegoś oczekując.
Wśród różnych źródeł rozczarowania, wielu wymienia niestety również Boga. Można powiedzieć, że – wracając do definicji – ich wiedza, wiara lub nadzieja uległy niemiłej konfrontacji z rzeczywistością.
Oto ktoś uchwycił się przekonania, że po nawróceniu wszystko w jego życiu zacznie się układać, a doznaje kolejnej porażki. Inny słuchając wzniosłych świadectw chrześcijan spodziewał się, że Bóg będzie przemawiał do niego w słyszalny sposób bezpośrednio z nieba, ale nie doświadczył niczego nawet zbliżonego do tych wyobrażeń. Ktoś cierpli z powodu niewysłuchanych modlitw. Rzeczywistość skonfrontowana z naszymi oczekiwaniami potrafi prowadzić do rozczarowania.
POWSZECHNOŚĆ ROZCZAROWANIA
Nie chcę w tym miejscu zastanawiać się nad słusznością tego stanu. Rozczarowanie najczęściej przychodzi z powodu tego, że mamy niebiblijne wyobrażenia na temat Boga. Czasem przyjęliśmy jakieś nieprawdziwe nauczanie i ono rozbudziło nasze oczekiwania. Nie to jednak jest w tym momencie istotne. Faktem jest, że trudno znaleźć takich ludzi, którzy nigdy nie mierzyli się z rozczarowaniem.
Nie ominęło ono również wielu bohaterów wiary, o których czytamy na kartach Biblii. Nawet najbliżsi uczniowie Jezusa musieli zmierzyć się z rozczarowaniem, kiedy ich oczekiwania zderzyły się z rzeczywistością krzyża. Jezus spotyka ich na drodze do Emaus. Zauważając smutek na ich twarzach, zagaduje ich. Oni zaś zdradzają powód swojego przygnębienia: „A my mieliśmy nadzieję, że On jest tym, który będzie wyzwalał Izrael. Tymczasem upływa już trzeci dzień od tego wydarzenia” (Łukasza 24,17-21).
Byli rozczarowani bo nie było tak, jak się spodziewali – Jezus nie okazał się mesjaszem, który pogonił Rzymian z Izraela. Odłóżmy na bok to czy ich oczekiwanie było właściwe, czy miało dobre podstawy teologiczne. Abstrahując od tego, zauważmy po prostu, że ich rozczarowanie było w tamtym momencie boleśnie prawdziwe.
Szczęśliwie dla wspomnianych uczniów, na ich drodze (do Emaus) stanął Jezus. Spotkanie i rozmowa z Nim wystarczyły by zamienić ich przygnębienie w radość. Dalej czytamy w tej historii o tym, że „serce w nich pałało”. Spotkanie z Jezusem jest najlepszym sposobem na pokonanie rozczarowania. Konfrontacja naszych zawiedzionych oczekiwań z Tym, który jest „Drogą, Prawdą i Życiem” (Jana 14,6) pozwala nam uspokoić naszą duszę.
Jeśli w twoim życiu pojawia się rozczarowanie związane z wiarą, nie załamuj się z tego powodu. Jesteśmy ludźmi i słabniemy. Nie jesteś w tym odosobniony.
ROZCZAROWANIE JANA CHRZCICIELA
W moje serce wlewa wiele otuchy ten fragment ewangelii, który paradoksalnie mówi o kryzysie pewności. Wyraźnie pokazuje, że taki stan nie ominął nawet Jana Chrzciciela. Skoro ten wielki bohater wiary, który będąc zapowiedzianym w proroctwach Eliaszem przygotowującym drogę dla Jezusa, miał potem chwilę zwątpienia, to czy ja powinienem udawać tytana wiary, którym nigdy nie targają pytania, na które ciężko znaleźć odpowiedzi?
Przykład Jana Chrzciciela uczy nas, że w żadnym wypadku nie powinniśmy tłumić w sobie rodzącego się rozczarowania. Przecież ten, którego sam Jezus określił mianem „największego, który zrodził się z kobiety” (Mateusza 11,11) mógł trzymać fason do końca i nie dać nikomu poznać po sobie, że mierzy się z rozterką. Przecież nie wypadało się do tego przyznawać, skoro wcześniej publicznie i tak jednoznacznie twierdził, że Jezus jest oczekiwanym mesjaszem.
Wydaje się, że Jan nie miał prawa mieć wątpliwości! Przecież to on ochrzcił w Jordanie swojego kuzyna, i znajdował się najbliżej gdy „otworzyło się nad Nim niebo. Wtedy zobaczył, jak Duch Boży, niczym gołębica, zstępuje i na Nim spoczywa. Rozległ się też głos z nieba: Oto mój ukochany Syn, źródło mojej radości” (Mateusza 3,16-17). Gdybyśmy doświadczyli tego co on widział na własne oczy, nigdy byśmy się już nie wahali, że Jezus jest oczekiwanym mesjaszem! Tak może nam się wydawać, ale historia Jana jest również lekcją pokory. Gdy zmieniają się nasze okoliczności, dochodzi do konfrontacji naszych oczekiwań z rzeczywistością – a to może rodzić rozczarowanie.
Myślę, że nie jest nadużyciem stwierdzenie, że Jan Chrzciciel mierzył się ze swoistym rozczarowaniem, gdy znajdował się w więzieniu. Minęło około dwóch lat od przywołanych wydarzeń nad Jordanem. Teraz w każdej chwili spodziewał się śmierci z ręki Heroda, a docierające do niego informacje rozmijały się z tym czego spodziewał się po tak długo wyczekiwanym mesjaszu. Choć był posłuszny swojemu powołaniu i wzywał ludzi do opamiętania, nie spotkało go błogosławieństwo. Nic też nie wskazywało na to, żeby coś miało się wkrótce zmienić.
Rozterki przychodzą zazwyczaj wtedy gdy okoliczności naszego życia nie nastrajają nas optymistycznie. Rozczarowanie jest przecież niemiłą konfrontacją z rzeczywistością. Gdy jest nam źle, gdy jesteśmy przytłoczeni obowiązkami, gdy trudno znaleźć nam motywację by wstać rano z łóżka – wtedy jesteśmy znacznie bardziej podatni na to by stwierdzić, że jesteśmy rozczarowani Bogiem, niż w czasie gdy wszystko układa się w naszym życiu pomyślnie.
UDAJE SIĘ ZE SWOIM ZWĄTPIENIEM DO JEZUSA
Wróćmy do Jana, który znajdował się w więzieniu. To w tych okolicznościach naszły go rozterki. Myśli kwestionujące to co słyszał w wodach Jordanu – że Jezus jest ukochanym Synem Boga. Diabeł lubi zasiewać w sercach ludzi wątpliwość. Od zarania dziejów podsuwa nam pytania: „czy rzeczywiście?”, „czy na pewno?” (1 Mojżeszowa 3,1). To naturalne, że przyjdzie nam się zmierzyć z takimi pytaniami. Ważne jest co zrobimy gdy się one pojawią! Tu cenną lekcję daje nam Jan Chrzciciel.
Zauważmy, że kuzyn Jezusa nie ukrywał tego co działo się w jego myślach. Nie zaparł się wiary, ale miał odwagę przyznać się do rodzących się w jego sercu wątpliwości. To potężna lekcja. Nie ukrywajmy przed sobą i innymi jeśli w naszej duszy toczy się walka. To normalne, że pojawiają się rozterki, które mogą przerodzić się w rozczarowanie. Przykład Jana Chrzciciela uczy nas jednak przede wszystkim tego, by z naszym zwątpieniem udać się bezpośrednio do źródła – skierować pytania do Jezusa. Choć Jan ze względu na więzienie nie mógł uczynić tego osobiście, wysłał do Niego swoich uczniów z zapytaniem: „Czy to Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też mamy spodziewać się innego?”(Mateusza 11,3).
Z historii zapisanej w ewangelii dowiadujemy się, że Jezus nie obraził się na to pytanie. Bynajmniej! Mógł przecież oburzyć się tym, że Jan zdaje się zapomnieć o tym czego świadkiem był w dniu chrztu Jezusa. Jednak Zbawiciel jest wyrozumiały dla tych, którzy słabną w obliczu niesprzyjających okoliczności życiowych. Dlatego odpowiada na pytanie Jana. Wierzę, że uczynił to z pogodną twarzą i troską o to by pokrzepić przygnębionego przyjaciela:
„Idźcie i donieście Janowi — odpowiedział im Jezus — o tym, co widzicie i słyszycie: Niewidomi odzyskują wzrok, kulejący chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, a ubogim głoszona jest dobra nowina — i szczęśliwy jest ten, kto się do Mnie nie zrazi” (Mateusza 11,4-6).
CIEKAWA ODPOWIEDŹ JEZUSA
Jeśli szukamy mądrej rady jak radzić sobie z pojawiającym się rozczarowaniem, to najlepiej zasięgnąć jej u Jezusa. Jego niedługa odpowiedź, którą mieli zanieść uczniowie Janowi, udziela nam wielkiej lekcji.
Jezus odwołuje się zarówno do tego co można zobaczyć, jak i tego co można usłyszeć. To ciekawe. W pierwszej kolejności wymienia liczne cuda, które towarzyszyły Jego służbie i legitymowały Go jako oczekiwanego mesjasza. Oto ludzie dostępowali uzdrowienia z licznych dolegliwości. Zdaje się, że nie ma słabości, której by nie mógł zaradzić Jezus, skoro nawet umarli zmartwychwstają!
Cuda towarzyszyły działalności Jezusa. Nadnaturalne wydarzenia szły w parze z Jego służbą. Miały one swoje znaczenie. Jezus litował się nad cierpiącymi ze względu na miłość, ale wiedział też, że może to przyczynić się do tego aby niektórzy uwierzyli. Przyszedł aby objawić światu niezwykłą prawdę na temat Ojca w niebie i możliwości zbawienia – sprawy tak cudowne, że do dziś ciężko je pojąć. Dlatego cuda miały swoją rolę. Jezus zwraca się do Filipa: „Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów, które do was kieruję, nie wypowiadam od siebie. To Ojciec, który jest obecny we Mnie, dokonuje swoich dzieł. Wierzcie mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie; a jeśli to dla was za trudne, niech was przekonają choćby same dzieła” (Jana 14,10-11).
CUDA NIE SĄ WAŻNIEJSZE OD SŁÓW
Zauważmy jednak, że Jezus nie przedkłada dzieł ponad słowa! To bardzo istotne. Jezus skupiał się na głoszeniu nadchodzącego Królestwa Bożego, a nie na czynieniu cudów. One towarzyszyły Jego działalności, która polegała na głoszeniu dobrej nowiny!
To typowo ludzki sposób myślenia, że gdybyśmy doświadczyli czegoś nadnaturalnego w naszym życiu, wówczas nasza wiara już nigdy by się nie zachwiała. Dlaczego cud albo głos słyszalny z nieba miałby mieć większe znaczenie niż spisane, natchnione Słowo Boże?
Doświadczenia apostołów dobitnie pokazują nam, że doświadczenie najbardziej niezwykłych cudów nie zabezpiecza nas przed rozczarowaniem i zwątpieniem w trudnych chwilach. Przypomnijmy sobie choćby Piotra, Jakuba i Jana, którzy widzieli przemienienie Jezusa na górze. Zobaczyli tam też Eliasza i Mojżesza, którzy z Nim rozmawiali. Usłyszeli nawet głos samego Boga Ojca, który przemówił do nich z obłoku (Marka 9,2-7). A jednak wiemy, że niewiele później ich wiara się zachwiała. Ich oczekiwania zderzyły się z rzeczywistością nocy, w której schwytano Jezusa, i wszyscy oni zawiedli. Nawet doświadczenie cudu przemienienia Jezusa nie uodporniło ich na rozczarowanie. W tamtej chwili zachwiali się i uciekli.
Jezus wiedział, że cuda choć mogą być pomocne we wzbudzeniu wiary, to jednak nie na nich powinna się ona opierać. Dlatego dając odpowiedź przebywającemu w więzieniu Janowi, prosi aby uczniowie przekazali mu nie tylko co widzą, ale również to co słyszą. „Ubogim głoszona jest dobra nowina” – oto dowód na to, że Jezus był oczekiwanym mesjaszem. Nie musimy czekać na innego – Jezus jest Synem Bożym, co najlepiej udowadnia Jego poselstwo, które pochodzi z nieba.
DZIAŁANIE I SŁOWA JEZUSA ODPOWIEDZIĄ NA NASZE ROZCZAROWANIE
Dlatego gdy pojawia się w naszym sercu zwątpienie, przypomnijmy sobie odpowiedź jaką przesłał Zbawiciel Janowi Chrzcicielowi, który sam mierzył się z rozterkami.
Po pierwsze zobaczmy wszystko co Jezus czynił. Przypomnijmy sobie opisane w ewangeliach cuda. On uzdrawiał, uwalniał od demonów, pokrzepiał przemęczonych, karmił głodnych, uspokajał burze swoim słowem. Dokonał wiele niezwykłych cudów. Już same dzieła Jezusa powinny wzbudzić w nas wiarę, że prawdziwie jest on Synem Bożym.
W tym „co widzimy” nie ograniczajmy się do opisanych historii w Biblii. Wszak nadal możemy oglądać Bożą łaskę, która objawia się w Jego pełnym miłości działaniu. Gdy jest nam ciężko, gdy nasza wiara zaczyna się chwiać – spójrzmy na działanie Jezusa w naszym życiu. Czy nie dostrzegasz Jego prowadzenia w przeszłości? Jego dotknięcia w tym gdy zrozumiałeś, że trzeba odwrócić się od grzesznego życia? Czy nie towarzyszył ci, gdy ze łzami wdzięczności doświadczałeś łaski rozpoczęcia nowego życia? Choć dziś mierzysz się może z niewysłuchaną modlitwą, to czy nie doświadczałeś w przeszłości cudownych odpowiedzi?
Jezus nie tylko czynił cuda, ale nadal je czyni! Nie przedkładaj ich jednak ponad Słowo Boże. Nasza wiara będzie miała mocny fundament, jeśli będzie opierała się na tym czego nauczał Jezus. Dlatego Janowi polecił przekazać nie tylko to co uczniowie widzieli, ale również to co słyszeli!
Im lepiej znamy Boga, tym bardziej odporni się stajemy na ewentualne rozczarowania związane z wiarą. Dlaczego? Ponieważ rozczarowanie wynika z nieprzyjemnej konfrontacji oczekiwań z rzeczywistością. Jeśli jednak dobrze ją znamy, a wiemy z Biblii, że „rzeczywistością jest Chrystus” (Kolosan 2,17), uodparniamy się na rozczarowanie Bogiem.
NIECH UMOCNI CIĘ ŚWIADOMOŚĆ KOMU ZAUFAŁEŚ
Apostoł Paweł jest świetnym przykładem człowieka, który doświadczał wielu trudności i niepowodzeń. Choć bywało mu ciężko, nie rozczarował się Bogiem. Wybrał Jezusa i kosztowało go to wiele bólu. W ostatnim liście pisanym z więzienia, niewiele przed śmiercią, pisał do Tymoteusza:
„Z tego też powodu znoszę te cierpienia. Lecz nie wstydzę się tego. Wiem, komu zaufałem. I jestem pewny, że On zadba o to, bym wywiązał się z tego, co mi zlecił, zanim przyjdzie ten wielki Dzień. Trzymaj się wzoru zdrowej nauki, którą ode mnie odebrałeś.Czyń to w wierze i miłości, której źródłem jest Chrystus Jezus” (2 Tymoteusza 1,12-13).
Najczęściej okazuje się, że ludzie rozczarowują się nie tyle Bogiem, co swoim wyobrażeniem na Jego temat. Ono często nie ma podstaw. Dlatego Paweł, aby zabezpieczyć przed rozterkami wiary swojego młodszego towarzysza, Tymoteusza, nie wzywa go do tego aby stale poszukiwał nowych przejawów mocy Bożej. Nie zachęca go by jeździł od konferencji do konferencji, gdzie dzieją się cudowne rzeczy. Paweł, który nie chwieje się w obliczu trudności, ponieważ „wie, komu zaufał”, wzywa Tymoteusza aby trzymał się zdrowej nauki. Po prostu.
Dlatego jeśli rodzi się w tobie zwątpienie, czy Jezus faktycznie jest tym za kogo się podawał, skorzystaj z odpowiedzi jaką dał on Janowi Chrzcicielowi. Przypomnij sobie wszystkie Jego dzieła oraz Jego nauczanie. Wierzę, że ta odpowiedź utwierdziła wiarę Jana. Widzimy wyraźnie, że Paweł doświadczał nadnaturalnego pokoju, ponieważ wiedział, komu zaufał. Jestem przekonany, że wspominanie życia i nauczania Jezusa ma moc uspokoić również twoją duszę, niezależnie od okoliczności z jakimi się mierzysz.
Zadziwia mnie to, ale jednocześnie również bardzo cieszy, że Bóg szuka sobie czcicieli. To wielka sprawa! Wszechmogący chce być czczony w bardzo konkretny sposób. Choć myśl ta przewija się przez całe Pismo, to najwyraźniej zostało to wyartykułowane przez Jezusa w rozmowie z Samarytanką. To właśnie z historii opisanej w ewangelii Jana dowiadujemy się, że Bóg szuka takich ludzi, którzy uwielbiać Go będą w duchu i w prawdzie.
Samarytanka choć prowadziła nieuporządkowane życie, to miała sporo do powiedzenia w temacie właściwego uwielbiania Boga. Skupiała się jednak na zewnętrznych elementach, takich jak właściwe miejsce czy też forma. Czy i my dziś zbyt często nie skupiamy się właśnie na tym? Jakie pieśni powinny być grane? Jakie instrumenty powinny być na scenie (jeśli w ogóle powinny jakieś być)? Ile czasu powinno trwać uwielbianie? Zauważmy, że uwikłana w grzeszne życie Samarytanka należała do pewnej frakcji, która miała swoje silne przekonania: „Nasi ojcowie na tej górze oddawali cześć Bogu; wy natomiast mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy to czynić” (J 4:20 SNP).
Jakże się cieszę, że Jezus spotkał się z tą kobietą przy studni i pełen miłości poświęcił czas na tę pouczającą rozmowę. Z Jego odpowiedzi i my możemy dziś korzystać. Nasz Zbawiciel dotyka sedna sprawy:
„Jezus powiedział: Kobieto, wierz mi, nadchodzi godzina, gdy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie oddawali czci Ojcu. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, bo zbawienie pochodzi od Żydów. Lecz nadchodzi godzina, a właściwie nadeszła, gdy prawdziwi czciciele będą czcili Ojca w duchu i w prawdzie. Takich właśnie czcicieli Ojciec sobie szuka. Bóg jest Duchem, dlatego ci, którzy Go czczą, powinni to czynić w duchu i w prawdzie.” (J 4:21-24 SNP)
Jezus wyraźnie mówi o dwóch niezbędnych elementach, które decydują o tym, że Bóg prawdziwie jest przez nas uwielbiony. Musi się to odbywać w duchu i w prawdzie. Niezwykłe jest to stwierdzenie Jezusa, że Bóg szuka sobie takich czcicieli. To znaczy, że zależy Mu na takim uwielbieniu, które odbywa się w duchu i prawdzie.
NIEDALEKO OD UWIELBIANIA DO OBRAŻANIA
Jezus wyraźnie objawił nam jak należy uwielbiać Boga. Ale zauważmy, że w tych słowach jest również lekcja, która mówi nam o tym, co nie jest uwielbianiem!
Coś może wyglądać na bardzo duchowe. Możemy nazwać jakieś wydarzenie w wyjątkowo namaszczony sposób „dotykiem nieba” czy też „sprowadzaniem chwały Bożej”, ale pamiętajmy, że jeśli nie będzie w tym szczerego, przemienionego serca – innymi słowy jeśli nie będzie odbywało się to w prawdzie – to nie uwielbi to Boga.
Ale to mało powiedziane! Uważajmy bo nasze „uwielbianie” może rozgniewać Boga! Uczymy się tego dosadnie z historii Izraela. Sednem uwielbienia jest przemienione serce. Nawet najlepsza forma pozbawiona prawdziwej treści, nie tylko nie uwielbia Boga, ale wręcz przeciwnie – doprowadza go do gniewu:
„Nienawidzę waszych świąt, odrzucam je! Nie pachną Mi wasze uroczystości! Nawet gdy Mi składacie te całopalenia i ofiary z pokarmów, nie odczuwam przyjemności. Nie patrzę na ofiary pojednania z waszych tucznych cieląt! Zabierzcie ode Mnie jazgot waszych pieśni! Nie chcę słuchać brzdękania waszych lutni! Niech raczej prawo popłynie strumieniem i sprawiedliwość — niczym potok wieczny!” (Am 5:21-24 SNP)
To bardzo mocne słowa. Bóg nie chciał słuchać brzdękania lutni Izraelitów. Raczej – zamiast tego – pragnął aby „prawo popłynęło strumieniem i sprawiedliwość niczym potok wieczny”. Choć słowa Amosa zostały przekazane Izraelitom wiele lat temu, to pamiętajmy o tym, że Bóg jest niezmienny. To bardzo wyraźna wskazówka! Słowa samego Boga na temat tego czego od nas oczekuje.
Bóg chce być uwielbiany poprzez trzymanie się prawdy. Inne fragmenty Słowa Bożego utwierdzają nas w tym, że jest to niezmienna zasada prawdziwego uwielbienia:
„Waszych nowiów i waszych świąt nienawidzi moja dusza. Stały się mym ciężarem, zmęczyłem się ich znoszeniem! A gdy wyciągacie wasze ręce, zasłaniam przed wami oczy; choćbyście pomnożyli modlitwy, nie będę słuchał! Wasze ręce umoczone są we krwi, a wasze palce w bezprawiu.” (Iz 1:14-15 SNP)
Czy potwierdzenia tej zasady nie znajdujemy również w księdze Objawienia, gdzie widzimy Jezusa dokonującego „przeglądu” kolejnych zborów? Wierzący w Sardis musieli przełknąć gorzką diagnozę. Ich problem polegał na tym, że patrząc z zewnątrz wszystko było w porządku. Jednak Jezus jest tym, który widzi serce i dlatego zwraca im uwagę na to, że brak w ich życiu prawdy. To przecież element niezbędny by doszło do prawdziwego uwielbienia Boga:
„Do anioła kościoła w Sardis napisz: Oto, co mówi Ten, który ma siedem duchów Bożych oraz siedem gwiazd: Wiem o twoich czynach. Nosisz imię głoszące, że żyjesz. Ale ty jesteś martwy. Obudź się! Wzmocnij to, co jeszcze pozostało i bliskie jest śmierci. Nie stwierdziłem bowiem, aby twoje czyny były doskonałe przed moim Bogiem.” (Obj 3:1-2 SNP)
UPORZĄDKUJ SWOJE SPRAWY ZANIM PRZYSTĄPISZ DO UWIELBIANIA
Bóg nienawidzi obłudy. Nie możesz Go uwielbiać, jeśli Twoje życie nie jest w prawdzie.
Nie łudź się, że uwielbiasz Boga swoim życiem, jeśli zostawiasz w nim jakąś szarą sferę dla grzechu. Tak się łudził niegdyś Izrael praktykując piękny kult – ale Bóg mówi bardzo dosadnie, że nienawidzi i odrzuca te wszystkie przejawy „uwielbiania”. Wzywał swój lud do uporządkowania życia!
Oczywiście wiemy, że nie potrafimy prowadzić bezgrzesznego życia. Wszyscy się potykamy, ale istotne jest co z tym robimy, gdy mamy świadomość naszego grzechu. Jeśli chcesz być wśród czcicieli, których szuka sobie Bóg – musisz uporządkować te sprawy w pierwszej kolejności – a wtedy będziesz mógł uwielbiać w prawdzie! Czy nie tego uczy nas Jezus w Kazaniu na Górze?
„Dlatego jeślibyś składał swój dar na ołtarzu i tam by ci się przypomniało, że twój brat ma coś przeciwko tobie, zostaw swój dar przed ołtarzem, pojednaj się najpierw z bratem, a potem wróć i dokończ ofiarowania.” (Mt 5:23-24 SNP)
To bardzo praktyczne polecenie, które ma przełożenie na nasze życie. Jeśli dla przykładu jadąc na nabożeństwo pokłóciłeś się w aucie z kimś ze swojej rodziny, pojednajcie się szczerze zanim zaczniesz w kościele wznosić ręce i uwielbiać Boga! Traktujmy to poważnie.
DUCH BOŻY WSPIERA NAS W UWIELBIANIU
Drugim elementem charakteryzującym poszukiwanych przez Boga czcicieli jest duch. Kiedy pierwszy warunek jest spełniony – żyjemy w prawdzie – dążymy do uświęcenia. Bóg udziela nam swojego Ducha, który wspiera nas w uwielbieniu. Uzdalnia nas do tego. Prowadzi nas w uwielbieniu:
„Podobnie Duch wspiera nas w naszej słabości. Kiedy nie wiemy, o co się modlić, jak należy, sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach”. (Rz 8:26 SNP)
Zwróćmy uwagę, że w trakcie uwielbiania Boga, to Duch Boży jest tym, który woła w nas:
„A ponieważ jesteście synami, Bóg posłał do waszych serc Ducha swego Syna, który woła: Abba, Ojcze!” (Gal 4:6 SNP)
Biblia nie używa tu czasownika wskazującego na jednorazowe wydarzenie. Nie jest tak, że Duch raz jeden zawołał w nas do Boga. On czyni to stale. W chodzeniu z Bogiem nie chodzi o jakiś szczególny moment, ale o całe życie. Podobnie powinno być z uwielbianiem Boga. Stale powinniśmy to czynić w duchu i w prawdzie w myśl słów: „A zatem cokolwiek jecie lub pijecie, albo cokolwiek czynicie, wszystko to czyńcie na chwałę Boga” (1Ko 10:31).
Skoro prawdziwi czciciele mogą uwielbiać Boga jedynie w duchu i w prawdzie, nic dziwnego, że nauka apostolska jednoznacznie wzywa nas do tego, abyśmy „dbali o to aby Duch stale mógł nas napełniać”(Ef 5:18).
JEŚLI ZAWIODŁEŚ TO SZYBKO WRACAJ DO BOGA
Stała obecność Ducha Świętego w naszym życiu nie tylko uzdalnia nas do prawdziwego uwielbiania Boga, ale również jest dla nas doskonałym zabezpieczeniem przed upadkiem. Paradoksalnie im mocniejszymi się czujemy, tym większe ryzyko, że się potkniemy. Słowo poucza nas: „kto myśli, że stoi, niech uważa, aby nie upadł” (1Ko 10:12).
Przykładem naprawdę spektakularnego upadku jest król Dawid. Człowiek, który otrzymał w Piśmie Świętym niezwykłe świadectwo, że był mężem „według serca Bożego”. To autor wielu psalmów, które są przecież pieśniami uwielbienia. Można z pewnością stwierdzić, że Dawid był prawdziwym czcicielem Boga. Robił to w duchu i w prawdzie. Ale Biblia opisuje czas kiedy to stracił, z powodu upadku w grzech. Przez pewien czas król Dawid nie żył w prawdzie, a w konsekwencji stracił również Ducha Bożego.
Niech to będzie dla nas przestroga, ale też i zarazem zachęta. Bo ta historia pokazuje, że można to odwrócić! Nawet jeśli upadniemy i przestajemy być takimi czcicielami jakich szuka sobie Bóg, to istnieje droga powrotna. Jest to droga pokuty. Droga naznaczona smutkiem i łzami. Ale jest to przede wszystkim droga, która pozwala nam wrócić w odpowiednie miejsce.
Choć Dawid straszliwie zgrzeszył i zamotał się we własnych kłamstwach, to jednak w końcu stanął odważnie w prawdzie. W tym możemy brać z niego przykład. Psalm 51 jest wołaniem do Boga o odnowienie serca i przywrócenie ducha – tych elementów, które charakteryzują prawdziwych czcicieli:
„Czyste serce stwórz we mnie, o Boże, prawość ducha odnów w moim wnętrzu. Nie wypędzaj mnie sprzed Twego oblicza i nie odbieraj mi swego Ducha Świętego. Przywróć mi radość z Twojego wybawienia, wesprzyj na nowo duchem żarliwości! (…) Panie! Otwórz moje usta, niech me wargi ogłoszą Twą chwałę! Bo nie znajdujesz przyjemności w ofierze; Całopalenie? Choćbym chciał Ci je złożyć, nie zechcesz. Ofiarą miłą Bogu jest duch pełen skruchy, sercem skruszonym, przejętym własnym stanem, nie pogardzisz, o Boże”. (Ps 51:12-14.17-19 SNP)
Wiemy, że Bóg go wysłuchał. Dlatego jeśli upadłeś – uporządkuj swoje życie. Zadbaj o prawdę i proś Boga o to aby odnowił w tobie swojego Ducha. On to chętnie zrobi – ponieważ „nie pogardzi sercem skruszonym”.
Dbajmy o to aby należeć do grona poszukiwanych przez Boga czcicieli. Jak to osiągnąć? Żyjmy w prawdzie, a Bóg udzielał będzie nam swojego Ducha. Pamiętajmy, że uwielbianie Boga to nasze podstawowe zadanie. Wprawiajmy się w tym już teraz, jeśli chcemy spędzić wieczność w niebie.
Przedzierając się przez odmęty Internetu, aby zorientować się co moi bliżsi i dalsi znajomi jedli ostatnio w restauracjach, sprawdzić jakie memy ich szczerze rozbawiły oraz polajkować urlopowe fotki, dostarczając im potrzebnej serotoniny, przez przypadek natrafiłem na niegłupi wpis, nad którym zawiesiłem się dłużej:
„Zanim coś powiesz, zastanów się:
Czy to jest prawdziwe. Czy to jest potrzebne . Czy to jest konieczne. Czy to jest życzliwe. Czy to jest budujące. Czy to przynosi rozwiązania. Czy to kogoś wznosi, czy poniża…
Czasem jedno zdanie za dużo może przynieść nieodwracalne konsekwencje…”
Dobra przypominajka w czasach gdy nie tylko dociera do nas mnogość słów, ale również sami produkujemy ich często zbyt wiele.
Jakże spójna jest powyższa rada ze wskazówką, którą czytałem niedawno w Słowie:
„Niech z waszych ust nie wychodzi żadne zepsute słowo. Mówcie tylko o tym, co dobre, dla zbudowania w potrzebie, tak by na słuchających mogła spływać łaska. Nie zasmucajcie też Bożego Ducha Świętego, którym was opieczętowano na dzień odkupienia. Usuńcie spośród siebie wszelką gorycz i gwałt, gniew, krzyk i oszczerstwo. Nie tolerujcie po swej stronie najmniejszej niegodziwości. Bądźcie jedni dla drugich mili i serdeczni. Przebaczajcie sobie nawzajem, podobnie jak wam Bóg przebaczył w Chrystusie”. (Efezjan 4:29-32)
W obliczu zmagań z jakimi się mierzę jakże cenne są te wskazówki. Wszakże nie mam innej możliwości niż stosować się do powyższych, jeśli chciałbym w taki sposób być traktowany przez moich antagonistów. Złota zasada Jezusa brzmi: „Traktujcie innych tak, jak sami chcecie być traktowani” (Łukasza 6:31).
Tego wciąż się uczę. Powyższe słowa trafiają na ścianę za monitorem, obok fragmentów z przypowieści, które mówią o języku.
Ach, dobrze by się żyło, gdyby w przestrzeni publicznej stosowano się do standardów kreślonych przez Pismo. Można pomarzyć. Trzeba zaczynać od siebie…