Avatar @8dzientygodnia

8_dzien_tygodnia

@8dzientygodnia
Bibliotekarz
42 obserwujących. 6 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat.
blog_8_dzien_tygodnia
Napisz wiadomość
Obserwuj
42 obserwujących.
6 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat.

Cytaty

My, pisarze, karmimy się rzeczywistością. Jesteśmy gąbkami, wampirami. Wchłaniamy ją, wyciskamy z niej krew, żeby tworzyć nasze opowieści. Jesteśmy jak te czarne dziury: nic nam nie umknie, ani materiał z aktualności, ani rozmowa przy stoliku obok, ani najnowsza teoria naukowa, ani zawiłości historii. Wszystko zostaje wchłonięte, przemielone, przekształcone i wyplute na kartkę.
Na pogrzebach zawsze jest tak samo: można wyczuć, że obecni wcale nie mają ochoty tutaj być, ponieważ nie mogą się powstrzymać od myślenia o dniu, kiedy przyjdzie kolej na nich. Ponieważ w trakcie pogrzebu ludzie zawsze jakoś się użalają nad sobą. Ponieważ pogrzeb przypomina im, że są śmiertelnikami. A nikt nie lubi myśleć o własnej śmiertelności.
Istnieją na tym świecie ludzie pozbawieni poczucia jakiejkolwiek przyzwoitości, osoby, których poziom odczłowieczenia jest niezrozumiały dla ogółu śmiertelników.
Jeśli żywi mają tajemnice, zmarli, przynajmniej dla lekarza sądowego, nie mają ich wcale. (...) -oku medyka sądowego nie umknie nic lub prawie nic. Nic poza uczuciami, emocjami, myślami - czyli dowodem na to, że istota, która spędziła na tej ziemi jakąś chwilę, zanim zniknęła, była człowiekiem.
Od tej chwili znalazł się na pierwszej linii i spoglądał w twarz śmierci- która, gdy jest się dzieckiem czy nastolatkiem, dotyczy innych; chronią przed nią rodzice, zanim staną się jej pierwszym celem, a następnie, zgodnie z naturalną koleją rzeczy, dopada nas samych. Czasem jednak ten porządek zostaje zakłócony i to dzieci odchodzą jako pierwsze. Czasem też rodzice umierają trochę za wcześnie, a wtedy musimy sami stawić czoło tej puste, którą pozostawiają między nami a horyzontem.
- (...) Nie wydaje mi się, żeby agentka specjalna Fisher zbytnio cię lubiła.
- Mnie? -Garcia zrobił zaskoczoną minę. - Niemożliwe. Wszyscy mnie lubią. Jestem uroczym, przystojnym, inteligentnym i zabawnym facetem. Czegóż tu nie lubić? Dodatkowo jestem Brazylijczykiem. Wszyscy lubią Brazylijczyków, bo znamy sambę.
- A ty znasz sambę?
- Ni cholery. Ale to bez znaczenia.
Narkoman na zawsze pozostaje narkomanem. Jego pierwsze doznania przeliczają się na gramy. Wspomnienia leczą się igłą. Ma zmysłowość niewolnika, który bez reszty oddaje się uzależniającej go truciźnie. To mroczne i upajające zatracenie ćpuna, który czeka już tylko na śmierć pod postacią olśniewającego blasku.
Żeby uwieść mężczyznę, nie trzeba zawracać sobie głowy kalkulacjami. Samiec to nauka ścisła. Jest niezwykle przewidywalny.
Afrykańskie wspomnienia były jak walka wręcz, nie jak melancholijne marzenia.
Przed wyjazdem powiedział do ojca: "Przedawnienie jest dla sądów nie dla ludzi". Mylił się. Przedawnienie jest wpisane w ład świata. Przedawnienie to zapomnienie. Na poziomie nie pamięci, ale ciała: za mało hormonów, za mało adrenaliny, żeby się burzyć.
Matka, ubrana w malinową tunikę i zielony jedwabny szal, miała niewielkie szanse przeżyć męża. Morvan był zarazem jej bogiem i demonem, jej totemem i katem. Przy alei Meissine rolę więzi małżeńskich odgrywał syndrom sztokholmski. Maggie, która siedziała z rękami splecionymi na kolanach, już wyglądała na martwą.
Strach jest jak zimno- trzeba się ruszać, być aktywnym, żeby nie dać mu się uwięzić.
Bohater- mawiał ojciec- to ten, który jest zbyt przerażony by uciec.
Teraz- w południe- jechali przez Ankoro. Tu nie było żadnych kolorów, tylko rdza dnia i szarość rzeki. Gigantyczne miasto nędzy, w którym element ludzki mieszał się z roślinnym, ciało mieszało się z korą, plastik łączył się z gliniastą glebą.
Niechaj każdy myśli i działa zgodnie z własną wolą: śmierć nie omieszka postąpić tak samo.
(Giacomo Leopardi).
Ceną za prawo do zabijania jest ryzyko śmierci.
- Drogi Puchatku,dziękuje ci za pamięć. Mogę cię uspokoić, że za dzień, dwa będę mógł znów go używać.
- Czego używać?
- Tego, o czym mówimy.
- Ja nie mówiłem o niczym- powiedział Puchatek zakłopotany.
- Znów pomyłka. Zdawało mi się, że mówiłeś, że ci jest przykro z powodu mego ogona, który zupełnie zdrętwiał, i że chciałbyś mi pomóc.
- Nie- powiedział Puchatek- to nie ja mówiłem.- Pomyślał przez chwilę i powiedział Kłapouchemu na pocieszenie:- Może to był kto inny?
- No to podziękuj mu w moim imieniu, jak go zobaczysz- powiedział Kłapouchy.
Kłapouchy wciąż siedział na brzegu strumienia, z ogonem w wodzie...
- Niech ktoś z was powie Maleństwu, żeby się pośpieszyło- powiedział- bo ja zaziębię sobie ogon. Nie chcę tego zaznaczać, ale muszę to zaznaczyć. Nie chcę się skarżyć, ale tak jest. Zaziębiłem ogon.
- Jeśli chodzi o mnie- gderał Kłapouchy- to nie znosze tego całego mycia. Nowoczesna bzdura, i tyle. Co myślisz o tym Puchatku?
- Tak- odparł Puchatek- myślę...
Ale nigdy nie dowiemy się, co myślał Puchatek, bo nagle rozległ się plusk wody, pisk Maleństwa i rozpaczliwy krzyk Kangurzycy.
- Oto są skutki mycia- powiedział Kłapouchy.
- Widzisz Króliku...jestem bardzo ciekaw...czy ty nie wiesz czasem, jak wygląda Biegun Północny?
- Jak to? -powiedział Królik strosząc wąsiki.- Teraz dopiero pytasz o to?
- Kiedyś wiedziałem- tłumaczył się Krzyś- tylko trochę zapomniałem...
- To zabawne- rzekł Królik- ale ja też trochę o tym zapomniałem, chociaż kiedyś o tym wiedziałem. Najważniejsza rzecz to wiedzieć, gdzie to sterczy.
- W tym miejscu- wyjaśnił Krzyś- może być Zasadzka.
- Posadzka?- szepnął Puchatek do ucha Prosiaczka.
- Drogi Puchatku- rzekła Sowa tonem wyższości- czyżbyś nie wiedział, co to jest Zasadzka?
- Sowo- rzekł Prosiaczek patrząc na nią surowo- szepnięcie Puchatka było Najzupełniej prywatnym szepnięciem...
Wszyscy w długim szli szeregi,
By Północny odkryć Biegun.
Więc na przedzie kroczył Krzyś,
Za nim Królik, potem Miś.
A za Misiem szedł Prosiaczek,
Co wełniany wziął serdaczek.
Gardząc wręcz niebezpieczeństwem
Kangurzyca szła z Maleństwem.
Osioł, Sowa Przemądrzała,
Wykształcona i bywała,
A na końcu- cała klika
Krewnych-i-znajomych Królika.
- Moim zdaniem- mówił Kłapouchy- to wszystko nie ma sensu. Ja wcale nie chciałem pójść na tę Przy...Poszedłem tylko przez grzeczność. Ale trudno, stało się. A jeżeli jestem szarym końcem tej waszej Przy...- jak to się nazywa- to pozwólcie mi być tym szarym końcem. A jeśli za każdym razem, kiedy zechcę usiąść, żeby trochę wypocząć, będę musiał uprzątać co najmniej z półtora tuzina krewnych-i- znajomych Królika, w takim razie to nie jest żadna Przy...- jak to się nazywa- tylko wielki Bałagan. Ot moje zdanie.
Po chwili wszyscy stali już na skraju Lasu gotowi do drogi i Przyprawa ruszyła. Przodem szedł Krzyś (...) a na samym końcu długim szeregiem wszyscy krewni-i-znajomi Królika.
- Ja ich nie prosiłem- mówił Królik z lekceważeniem w głosie.- Oni przyszli sami. Oni tak zawsze. Niech sobie idą na końcu za Kłapouchym.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl