"Nie wyglądała już jak anioł. Była teraz do bólu człowiecza, jak każdy w obliczu śmierci - nieco zaskoczona i jakby oburzona. (...)
Wokół jej głowy, niczym pąsowa róża, rozkwitła na śnieżnobiałym śniegu szeroka plama krwi, zwiększająca się z każdą musującą sekundą. Kpiąca plama szkarłatu ma tle nieskazitelnej bieli."
"Ziarno niezgody" opowiada nam dosyć smutną historię pewnych przyjaciółek - Sophie i Grace. Dziewczynki dostały razem, łączyła ich niezwykle silna więź, wręcz obsesja, do tego stopnia, że były jednością - ale do momentu. Pojawienie się mężczyzny w ich życiu rozbija łącząca je relacje. Rodzi się miłość do tego samego mężczyzny, a obok niej - złość, zazdrość, samotność, zdrada - wszystko to doprowadziło do tragedii... Po latach jedna z przyjaciółek (która - tego od razu się nie dowiadujemy), pojawia się w rodzinnych stronach. Jako autorka i pisarka - pani Robinson wraca do Castle Combe po czterdziestu latach, po tym jak mieszkańcy oskarżyli ją o śmierć jej ojca, znanego pisarza. Tam poznaję Rebekę - opiekunkę jej matki z której zaczyna się zwierzać....
Książka przynosi nas w lata 60. XX wieku - do pewnego urokliwego domu na wzgórzu, otoczonego herbacianymi różami. Historia Grace i Sophie jest dosyć specyficzna że względu na relacje jaka łączyła dziewczyny i tajemnicza - tutaj ta aura rozlewa się niemal na każdej stronie. Taki klimat niewyjaśnionych sytuacji, spraw z przeszłości sprawia że czytelnik może czuć się w pewnym momencie zagubiony ale też zaciekawiony dalszym rozwojem wydarzeń. Na uwagę zwraca tu główna bohaterka - jej sylwetka ale też przekrój psychologiczny. Szczerze mówiąc, trochę mnie irytowała, ponieważ nie potrafiła żyć tym co ma teraz, ciągle tkwiła w niej przeszłości, wracała do niej, i pomimo wieku nie mogła się z nią uporać. Jej powrót do domu traktować możemy ty zatem w kategoriach pewnego rodzaju rozliczenia się z przeszłością. Co rzuciło mi się jeszcze w oczy - to jej egoizm. Dla niej samej tylko ona się liczyła. I tak to prawda - nie miała łatwego dzieciństwa: ojciec pisarz i dosyć osobliwa matka, zranione serce, samotności. I tymi traumami można poniekąd tłumaczyć jej dorosłe życie. Dlatego też żywię do niej dosyć mieszane uczucia - nie mniej jednak kibicowałam jej, żeby zamknęła ten rozdział swojego życia zwanego "przeszłością". Sama fabuła jest dosyć ciekawie skonstruowana, zabrakło mi jedynie rozwinięcia niektórych wątków. Jednak w całokształcie powieść mi się podobała - za tą aurę tajemniczości i głębszy wydźwięk, dotykający kwestii nam bliskich. Polecam