"Ziarno niezgody" to już moje drugie, bardzo udane spotkanie z piórem Sandry Nikoniuk. Książkę otrzymałam z klubu recenzenta serwisu na kanapie.pl. Już na wstępie muszę przyznać, że powieść okazała się jeszcze ciekawsza i bardziej zaskakująca niż czytane wcześniej "Szepty przeszłości", choć i poprzednia książka autorki bardzo przypadła mi do gustu.
Rozpoczynając lekturę przenosimy się w lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku. Tytułowe "Ziarno niezgody" to ostatnia powieść pisarki Robinson. Książka miała być przełomowa i bardzo osobista, a tymczasem nie została zbyt dobrze przyjęta przez czytelników. Rozczarowana i zniechęcona autorka postanawia opuścić Nowy Jork i wrócić do Castle Combe w Anglii - do miejsca gdzie dorastała, do domu na wzgórzu otoczonego ogrodem, w którym kwitły herbaciane róże i do mieszkańców, którzy po dziś dzień oskarżają ją o śmierć ojca - znanego i poczytnego pisarza. Robinson nie zastaje już swojej matki w rodzinnym domu, spotyka za to Dorothy - jej opiekunkę, która staje się powiernicą Robinson. Pisarka odkrywa przed kobietą historię dwóch dziewczynek - rozważnej Sophie i romantycznej Grace, których losy splotły się podczas pobytu na pensji dla panien. Mamy koniec lat dwudziestych XX wieku. Sophie i Grace mają po dwanaście lat, a ich przyjaźń przeradza się w niemal siostrzaną więź, która staje się coraz bardziej obsesyjna. Jeśli dodamy do tego okres dorastania i miłość do tego samego mężczyzny, nie trudno się domyślić, że sytuacja komplikuje się i doprowadza do tragedii.
Historia przyjaciółek wyłaniająca się ze wspomnień stopniowo splata się z teraźniejszością, a czytelnik zaczyna dostrzegać niepokojące podobieństwa między obiema opowieściami. Niemalże daje się usłyszeć szept dawnych sekretów oraz dostrzec cienie popełnionych błędów naznaczone przez literacką obsesję. Czy zatem pisarka opowiada prawdziwe wydarzenia, czy może jedynie tworzy fabułę swojej nowej powieści?
Sandra Nikoniuk ponownie w dość zaskakujący sposób łączy ze sobą dwie płaszczyzny czasowe, które ze strony na stronę coraz mocniej splatają się ze sobą malując zaskakujący i niepokojący obraz. I w tym miejscu rodzi się pytanie na ile opowieść pisarki jest prawdziwą historią przekazywaną we wspomnieniach, a może to po prostu intrygująca fabuła jej kolejnej książki? Granice pomiędzy obiema płaszczyznami coraz bardziej się zacierają i wyłania się z nich szokujący obraz powieściowej rzeczywistości pełen intryg, obsesji, pasji i powielanych błędów.
Już sam prolog zapowiada traumatyczne przeżycia jakie miały miejsce w przeszłości głównej bohaterki, która wydaje się być niezwykle irytującą osobą. A tymczasem Robinson bardzo zyskuje przy bliższym poznaniu i naprawdę można ją polubić. Sandra Nikoniuk sporo uwagi poświęca swoim bohaterom skupiając się przede wszystkim na ich relacjach. Poszczególne osoby są bardzo autentyczne, poznajemy je dość dokładnie i szczegółowo z wadami i zaletami. Muszę przyznać, że na moją szczególną uwagę zasłużyła sobie Camille - Francuzka, która niczym dobry duch czuwała nad Robinson.
Uwielbiam sugestywny język i barwny styl jakim posługuje się Sandra Nikoniuk. Lektura pochłania nas bez reszty i sprawia, że jak najszybciej chcemy poznać wszystkie elementy tej skomplikowanej układanki. Autorka bardzo dobrze oddaje słowem wszelkie nastroje, odmalowuje krajobrazy wrzosowisk, czy mglistej angielskiej jesieni. Mamy wrażenie jakbyśmy podziwiali różany ogród, czy wzgórza porośnięte lawendą. W efekcie otrzymujemy przepiękną, barwną opowieść o trudnym dzieciństwie, wyjątkowej przyjaźni i zawiedzionej miłości, która doprowadza do tragedii.
Gdybym miała szukać porównań, to książki Sandry Nikoniuk chyba najbardziej kojarzą mi się z powieściami Kate Morton - i jedne i drugie są niezwykle refleksyjne oraz wywołują podobne wrażenia i emocje. Moim zdaniem stanowią idealny scenariusz i bez trudu można byłoby przenieść je na ekran kinowy. "Ziarno niezgody" to kolejna historia, która znalazła się w gronie moich ulubionych lektur. Na pewno warto poświęcić jej czas i uwagę.