Dzieło Johna Fowlesa, bo tak o tej książce się mówi, zaliczane jest do arcydzieł literatury światowej. Jako człowiek amatorsko oczytany jestem innego zdania. To znaczy proszę mnie źle nie zrozumieć, to nie Remek eM, to dobra literatura, ale przez natłok negatywnych emocji jakie we mnie wzbudziła podczas lektury – gdybym był w kapitule jakiejś uznającej dane Dzieło za arcydzieło światowe – Mag nie zdobyłby „nagrody”.
Jak już wspomniałem, nie jest to zła książka. Ma w sobie pewną tytułową magię, choć zgadzam się z Autorem, który w samej przedmowie wspominał, że w pierwotnej wersji był pomysł, żeby powieść zatytułować Gra w Boga, byłby to niewątpliwie lepszy, bardziej pasujący do zawartości tytuł. 700 stronicowy inkunabuł robi wrażenie, ale nie ma tego złego, lektura nie zajmuje trzech lat, literki duże, redakcja dobra, rozdziały krótkie. Można się wgryźć w fabułę. Co jednak zarzucam tej powieści i dlaczego uważam, że jest to raczej porośnięte kurzem dzieło z lat przeszłych niż ciągle dobra powieść to to, jak ta powieść jest rozwleczona. O losie! Jakaż męka pańska podczas lektury, i to nie dlatego ze historia jest słaba czy mało zajmująca. Rozumiem, że nie jest to powieść akcji, sensacja, ani tym bardziej thriller (choć znając życie, byliby wydawcy opisujący właśnie tę książkę jako thriller), ale rozwijanie akcji do właściwego wątku przez sto kilkadziesiąt stron to lekka przesada.
BUC. Tytułowy bohater, Nicolas Urfe to zblazowany, znudzony dobrobytem i najwyraźniej niemający żadnego planu i celu w życiu młody człowiek. Świeżo po studiach szuka sobie zajęcia, ale że już wtedy nie było kolorowo, więc czymś w rodzaju naszych studenckich biur karier jedzie do Grecji, by w tamtejszej „lepszej” szkole nauczać angielskiego jako native. Od pierwszych stron poznajemy jego niesamowicie irytujący charakter, odpychające usposobienie i galopujący wręcz narcyzm. Przez 700 stron książki Autor biczuje nas patologiczną decyzyjnością Nicolasa, który ma ego rozbuchane do rozmiarów wręcz mitycznych. Każda jego życiowa decyzja od najmniejszej do największej jest przetwarzana przez fundamentalny paradygmat tego bohatera, czyli >JA<. Jest to bardzo dobra kreacja bohatera, nie mówię tutaj o partaczu Autorze, mówię o tak dobrze skrojonej postaci, że jest w stanie mnie dosadnie rozsierdzić tak, że prawie robię dziury w ścianie tym wielgachnym tomem. Ślepy na podarki losu w postaci takiej sobie pracy, szans na przyszłość i, bądź co bądź perspektywicznej relacji z piękną i uczuciową kobietą, Urfe jednak rusza w nieznane. Żądny przygody młodzieniec, lądując na wyspie daje się wciągnąć w intrygi, daje się wciągnąć w (jak to ładnie określono na okładce) mistyfikacje starszego pana. W teatr, którego jest jednocześnie widzem i uczestnikiem. Cóż, nie było internetu, bogate dziady nie mogły zamawiać od rosyjskiej mafii snuff movies, więc Maurice Conchis – niczym Szalony Kapelusznik wciąga naszą naiwną Alicję… pardon, Urfego Nicolasa w swoją grę. A ten, naganiany przez starego Satyra ulega iluzjom, goniąc nieistniejące fantazje, miast cieszyć się rzeczywistością.
Jest zwykłą przesadą okładkowe „walka o swoje życie”, ale fakt jest to teatr z elementami psychopatii starszego Pana, grania na uczuciach młodego człowieka, ale nie spojlerując więcej – faktycznie jest to pomysłowa gra planszowa, gdzie tablicą gry jest cała wyspa, na której przebywają bohaterowie.
Z drugiej strony jest Maurice Cochis, niesamowicie kojarzący mi się z Szalonym Kapelusznikiem, który bez oporu wodzi Urfego za nos. Jest to moim zdaniem chory psychicznie bogaty stary człowiek, który w imię sobie tylko znanych pobudek urządza taki dość makabryczny psychicznie teatr.
Historia jest dobra, jest ciekawa, i owszem – jak się wgryźć w te grubaśną księgę – po prostu chcesz wiedzieć co dalej, czy bohater się ogarnie, czy nie, jakie zakończenie ma ta intryga? Otóż muszę Was rozczarować, nie ma. Bez sensu przeciągana akcja na końcu książki jak w serialu co mając świetne 7 sezonów, nakręca się jeszcze 2 bez sensu. Niestety mimo deklaracji Autora we wstępie do poprawionej wersji (jakieś 10 lat od pierwszego wydania) ta książka nie ma zakończenia. Nie dowiemy się, czy Alicja wyszła z krainy czarów, akcja jest urwana, a taki cliffhanger to ma rację bytu w filmach, którego będzie druga część.
Lektura intrygująca, miejscami wciągająca, ogólnie na mocne 6/10, ale poza tym nie jest to jakiś krzyk i pisk literacki. Ot dobra, ale nie dla mnie. Możecie sprawdzić sami, choćby dla bardzo dobrych kreacji postaci i ich (co najważniejsze w tej powieści) charakterów.
10.12.2020 r.
Książkę otrzymałem z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl