Lubicie romanse z motywem sportowym?
Ja uwielbiam, więc zawsze chętnie sięgam po wszystkie książki, które zawierają taki wątek. Dlatego też nie mogłam przejść obojętnie obok "Mile High" autorstwa Liz Tomforde. Czy publikacja trafiła w mój literacki gust? Już spieszę z wyjaśnieniem.
Głównymi bohaterami historii są stewardessa — Stevie Shay oraz znany hokeista — Evan Zanders.
Chociaż w swoim życiu Stevie miała już styczność ze sportowcami, nigdy nie trafiła na kogoś podobnego do Zandersa. Nie dość, że mężczyzna uchodzi za playboya, to w dodatku jest strasznie przemądrzały i arogancki. Ich pierwsze spotkanie nie należało do zbyt udanych, bowiem Stevie nie należy do osób, które tolerują takie osoby jak Evan, dlatego już na samym początku pokazuje mu, gdzie jest jego miejsce. Urażony Zanders postanawia zemścić się na dziewczynie i zrobi wszystko, aby panna Shay zrezygnowała z pracy. Czy dopnie swego?
Jedno jest pewne, Stevie nie należy do osób, które łatwo się poddają, dlatego mimo swojej niechęci do hokeisty, wypełnia swoje obowiązki z należytą starannością. Czy zaimponuje tym Zandersowi? Czy ich trudna relacja przerodzi się w coś więcej? Co stanie się, kiedy Stevie pozna prawdziwe oblicze Evana? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że sięgając po "Mile High" miałam pewne obawy, ponieważ niejednokrotnie przekonałam się, że książki, które są na daną chwilę bardzo popularne i robią prawdziwą furorę w internecie, mocno mnie rozczarowują, a zupełnie nie chciałam, aby właśnie tak było w tym przypadku. Jako osoba związana ze sportem od lat, zawsze chętnie czytam wszystkie publikacje, w których występuje wątek sportowy. Oczywiście nie raz zdarzyło mi się, że zupełnie nie przypadły mi one do gustu, bo nie dość, że historie okazywały się oklepane, to w dodatku mój ulubiony motyw sprowadzał się jedynie do tego, że wspomniane zostało, iż jeden z bohaterów jest sportowcem. A jak było w przypadku historii Stevie i Evana?
Myślę, że pod tym względem autorka stanęła na wysokości zadania. Nie dość, że w książce pojawiały się krótkie opisy meczów, to czytelnicy mogli również zapoznać się z typową sportową rutyną, czyli indywidualnymi zachowaniami (zarówno przed, jak i po meczach) poszczególnych zawodników, co zdecydowanie wpłynęło na jakoś opisanej historii.
Bardzo podobało mi się również to, że Liz Tomforde nie wykreowała swoich bohaterów, jako tych idealnych w każdym calu. Oczywiście byli oni atrakcyjni fizycznie, bo tak już działa ten literacki świat, ale mieli oni również swoje głęboko zakorzenione problemy, których może nie było widać na pierwszy rzut oka, ale miały dość znaczący wpływ nie tylko na ich zachowanie, ale również na podejmowane przez nich decyzje. Myślę, że na uwagę zasługuje również to, jak główni bohaterowie zmieniali się pod swoim wpływem w miarę rozwoju fabuły.
Jeżeli natomiast chodzi o minusy tej publikacji, uważam, że spokojnie mogła być ona nieco krótsza, ponieważ niektóre wątki były w mojej ocenie nieco rozwleczone. W tłumaczeniu pojawiło się również kilka literówek, szczególnie przy końcu, ale było ich na tyle mało, że nie wpłynęło to na moją ogólną ocenę.
Jeżeli tak, jak ja uwielbiacie książki z motywem sportowym, myślę, że "Mile High" przypadnie Wam do gustu, dlatego serdecznie polecam Wam tę historię. Natomiast ja z niecierpliwością będę wyczekiwać na kolejną odsłonę serii "Windy City", bo coś czuję, że historia Ryana — brata Stevie będzie jeszcze lepsza!