Lubicie słowiańskie klimaty? Tak. To mam coś dla Was. Książka, która jest powiewem świeżości na naszym rynku wydawniczym. Autor wydał swoja drugą książkę, zrobił wszystko sam. Napisał, wydał i teraz czeka, abyśmy przeczytali. A jest warto. Dlaczego?
Po pierwsze. Słowiańskie klimaty w XXI wieku. Wśród nas żyją bogowie i rusałki, wąpierze, strzygonie i wilkołaki. Ci, którzy mają wprawne oko, mogą zauważyć, że Ci różnią się od nas minimalnie i gdzieś tam, pod powierzchnią nowoczesności, drzemią stare duchy.
Książka zaczyna się w Kurzej Łapce. Spelunie, w której czas zatrzymał się wiele, wiele lat wcześniej, a jej goście, to niezwykłe osobniki. Tam też przebywa Leszek Dębski, który dostaje telefon w sprawie śmierci rusałki. Musi jechać na miejsce i zrobić oględziny. A kim jest Ten Leszek? Nikim innym, jak Leszym, panem lasu. Wielki mężczyzna, który na pierwszy rzut oka jest starszym panem, zmęczonym życiem, ale pod tą powierzchnią żyje bardzo zwinny bóg, który będzie dochodził sprawiedliwości. Leszek dociera do mieszkania, w którym piękna rusałka doczekała ostatnich dni. Właścicielem jest Radowój Zawisławski, wąpierz, który już miał okazję spotkać się z Leszym, w ... 1830 roku, gdzie ten pomógł mu wyjaśnić pewną sprawę.
Od tego momentu Leszek musi zająć się drugą rusałką, którą trzeba chronić, bo coś mu mówi, że to morderstwo nie będzie jedyne. Niestety ma rację.
Leszek ma przyjaciela Waldka. Waldek jest utopcem, uwielbiającym łowić ryby i kochający nad życie swoją żonę Helenkę. Ich przyjaźń trwa, można by powiedzieć od zawsze, czyli od nie wiadomo jak długiego czasu. Waldek jest jedyną osobą, u której Leszek czuje się zrelaksowany i tam może również porozmawiać o wszystkim. Niestety ich przyjaźń jest również narażona na ataki i w pewnym momencie Leszek będzie musiał stawić czoła bardzo bolesnym obawom.
W tej książce wszystko jest na tak. Doskonałe dialogi. Nowoczesne, przyprawione szczyptą czarnego humoru, Do tego wszystkiego widzimy, że wszystkie stworzenia przystosowały się do czasów współczesnych i normalnie pracują, bawią się, zakochują, a jednak gdzieś tam pod powierzchnią, są tymi stworzeniami, w które kiedyś tak bardzo wierzyliśmy. Najbardziej urocze są momenty, kiedy Leszek wyciąga swoją starą mp3 (!) i słucha przebojów z lat 80 i 90. No cóż, nuciłam razem z nim ;)
Niestety nie jest to kolorowa historia, gdyż ktoś usiłuje przywołać Welesa, aby ten przywrócił stare-nowe porządki, w tym celu jest w stanie zamordować parę osób i nie patrzy na przyjaźnie, czy sympatie. Wszyscy bogowie będą musieli się zebrać i opowiedzieć się, czy staną do walki o stary ład, czy jest im to wszystko obojętne. Wyniki tych obrad, mogą być dla was zaskoczeniem.
Czytało mi się wybornie. W wielu momentach się uśmiechnęłam, w wielu również zasmuciłam. Michał pokazał świat obdarty z ułudy i piękna, Pokazał go takim, jakim my ludzie stworzyliśmy przez setki lat, a czy jest on doskonały? No cóż...
Połączenie wątków słowiańskich z kryminałem, dało doskonałą mieszankę, która powinna spodobać się również osobom, które za fantasy nie przepadają. Dla mnie doskonała lektura i czekam z wielką niecierpliwością, co też Michał napisze w trzeciej książce, gdyż jest coraz lepiej :)