"Czasami potrzebujemy mniejszych marzeń, by potrenować zdobywanie tych większych."
Spotkałam się z wieloma opiniami, że książki Moniki Cieluch są naprawdę świetne i w końcu miałam okazję się o tym przekonać.
Czy rzeczywiście nie sposób oderwać się od jej historii?
Tak, to prawda.
"Na zawsze i ma wieczność" czytałam z zapartym tchem i nie chciałam robić sobie ani minuty przerwy. To książka z gatunku tych nieodkładalnych, które wyzwalają w czytelniku morze emocji i pchają do nieprzerwanej lektury. Losy bohaterów mocno nas angażują, stąd też śledzimy je z prawdziwym zainteresowaniem, trzymając kciuki, by szczęście w końcu się do nich uśmiechnęło.
Bohaterami powieści są Brooklyn i Matt, będący nierozłączni od najmłodszych lat. Wspólne dzieciństwo, częste spędzanie czasu ze sobą sprawiło, że losy tej dwójki ściśle splotły się w jeden. Z biegiem czasu ich relacja zaczęła wykraczać poza zwykłe koleżeństwo i nastolatkowie zapragnęli stać się dla siebie kimś więcej. Niestety los bywa okrutny. Nie zawsze sprzyja miłości, wręcz przeciwnie, znacznie częściej wystawia ją na próby. Brooklyn od zawsze pasjonowała się tańcem latynoamerykańskim, zaś Matt był synem alkokoholika.
Czy miłość tej dwójki będzie w stanie pokonać bariery wynikające z pochodzenia i zainteresowań młodych ludzi?
Muszę przyznać, że początkowe fragmenty "Na zawsze i na wieczność" bardzo mocno kojarzą mi się z trylogią "Anna" Justusa Pfaue, jedną z moich ulubionych serii. Książki te podejmują temat tancerek i straty, jakiej bohaterki doświadczają w wyniku wypadku. Rehabilitacja po takim zdarzeniu jest naprawdę trudna, zwłaszcza w sytuacji, gdy osoba poszkodowana zmaga się z postępującą depresją. Niestety trudno jest wykrzesać z siebie wolę walki, gdy wszystko to, czemu poświeciło się całe swoje dotychczasowe życie, zostaje zaprzepaszczone.
Dalsze fragmenty tej historii różnią się już od siebie, jednak obie są na swój sposób wyjątkowe.
"Na zawsze i na wieczność" wyróżnia się na tle tamtej językiem, złotymi myślami, których tu nie brakuje i tym poczuciem, że miłość między głównymi bohaterami jest naprawdę wyjątkowa. Myślę, że klucz tkwi w męskiej postaci, gdyż Matt jest świetnym facetem - z powodzeniem mogę go umieścić na liście moich książkowych mężów 😉
Jeśli chodzi o "Annę", tam to uczucie między bohaterami nie było tak żarliwe, a przynajmniej ja nie pamiętam, by takie było. Dodam tylko, że czytałam tę książkę już bardzo dawno temu. Utkwiła mi w pamięci z uwagi na taniec, którym interesuję się od najmłodszych lat.
"Na zawsze i na wieczność" to piękna historia o poświęceniu, o pierwszej miłości, która okazuje się tą najważniejszą, kształtującą światopogląd bohaterów i wpływającą na ich życie. Nie brakuje tu również intryg i kłamstw, które zawsze ujrzą światło dzienne.
Ja wpadłam po uszy w tę historię: książka porusza temat tańca, stanowiący jedną z moich pasji. Przede wszystkim jednak wzbudza wiele emocji, sprawia, że serce żwawiej bije, przez co powieść nabiera znamion wyjątkowości.
Moja ocena 9/10.