"Czułam, że jeśli wyjdę z volvo, to nie zdołam unieść konsekwencji podjętej decyzji, że tym razem nikt nie pomoże mi wyjść z mroku, w którym na własne życzenie pogrążałam moją poharataną duszę."
Niezmiennie podkreślam, jak trudno jest mi napisać recenzję książki stanowiącej bezpośrednią kontynuację poprzednich części. Niełatwo jest nakreślić choćby zarys fabuły, mając na uwadze, że nie wszyscy znają wcześniejsze tomy. Niemniej, po raz kolejny spróbuję podjąć się tego zadania.
"Mrok Duszy. Część 2" to kolejna część cyklu "Czerń rubinu" Klaudii Max, w której mamy możliwość zapoznać się z dalszymi losami Luizy. Jest to powieść, w której autorka szczegółowo opisuje nam emocje targające główną bohaterką po tragicznym wydarzeniu, mającym uprzednio miejsce. Pierwsze fragmenty tekstu ukazują nam zapiski kobiety pełne ekspresyjnych treści. To bardziej statyczna część książki, w której niewiele posuwamy się do przodu, swego rodzaju przypomnienie wypadków z wcześniejszych części, ale też i pierwsze próby zmierzenia się z silnymi emocjami przez bohaterkę.
W kolejnych rozdziałach akcja zostaje pchnięta do przodu, choć nie można powiedzieć by od razu nabrała jakiegoś zawrotnego tempa. "Mrok Duszy 2" to w dużej mierze uszeregowanie dotychczasowych treści i rozbudowanie uniwersum, które to właśnie tutaj nabiera wyraźnych kształtów. Pojawiają się retrospekcje, wyjaśniające dotychczasowe niejasności, jednak jeszcze nie wszystkie karty zostają odsłonięte. Wciąż istnieją pytania, na które nie uzyskaliśmy jednoznacznej odpowiedzi. Patrząc wstecz, widać wyraźny progres autorki. Da się również zauważyć, że Klaudia Max dokładnie wie, w jakim kierunku zmierzają jej bohaterowie. Pierwsza część -"Czerń rubinu" - wyróżniała się na rynku wydawniczym, jednak znać w niej było jeszcze nieporadność pisarki. Natomiast druga część "Mroku Duszy" stoi już na zdecydowanie wyższym poziomie.
Dużym plusem jest tu dla mnie relacja Luizy i Luki. Już od pierwszych fragmentów czuć napięcie między bohaterami, które, w miarę rozwoju akcji, ulega eskalacji. Co ciekawe, autorka nie przekracza tu pewnej granicy, a mimo to potrafi rozgrzać czytelnika do czerwoności. Jest to niepodważalny dowód na to, że Klaudia Max coraz lepiej radzi sobie z piórem. Moim zdaniem, umiejętność wzbudzania w czytelniku określonych emocji jest niezwykle istotna, nie każdy może się nią pochwalić. A przecież, często to właśnie dla przeżywania różnorodnych uczuć sięgamy po książki.
Mimo wyraźnego postępu, w książce znalazły się momenty, które mogłyby zostać lepiej dopracowane. Mam tu na myśli pewne skróty myślowe, nie zawsze łatwe do wychwycenia przez czytelnika. Wydaje mi się, że można byłoby to jeszcze klarowniej wyjaśnić. Niemniej widać, że autorka coraz lepiej radzi sobie na polu literatury, o czym zresztą świadczą inne, poza wspomnianym cyklem, tytuły pisarki. Z pewnością fantastyka, sama w sobie, jest gatunkiem bardziej wymagającym niż romanse czy powieści obyczajowe. Szczegółowe opracowanie uniwersum kosztuje wiele pracy i potrzeba do tego już zdecydowanie większych umiejętności.
Niestety muszę przyznać, że okładka tej książki nie do końca wpisała się w mój gust. Z tych trzech tytułów, widocznych na zdjęciu, właśnie ta najmniej mi się podoba. Największy sentyment mam do "Czerni rubinu" (w niedługim czasie ma się ukazać wznowienie tego tytułu rozszerzone o dodatkowe treści; jestem ciekawa czy autorce uda się stworzyć okładkę, która okaże się lepsza od pierwowzoru), gdyż powieść ta bardzo długo znajdowała się na liście moich marzeń czytelniczych. Oczywiście, wszystko to stanowi kwestię gustu, dlatego to, co nie podoba się mi, niekoniecznie musi przeszkadzać Wam.
Moja ocena 8/10.