Trzytomowa powieść kanadyjskiej pisarki (o amerykańskich korzeniach) Sandry Gulland to
prawdziwa perełka wśród beletrystyki historycznej. Owoc wielu lat pracy zadziwia dbałością o szczegóły historyczne, co nie jest najmocniejszą stroną pisarzy zza oceanu, którzy często naginają fakty do własnych potrzeb. „Józefina”, „Józefina i Napoleon” i „Cesarzowa Józefina” dotyczą najważniejszych rozdziałów w życiu pięknej Kreolki, która wspięła się na sam szczyt i miała niezwykle ciekawe życie.
Przeczytałam wiele książek o Józefinie, również wspomnień osób jej współczesnych i byłam ciekawa, czy jeszcze coś może mnie zaskoczyć. Okazało się, że może. Spojrzenie na fakty jej oczami pozwoliło mi przestać oceniać postać historyczną i zrozumieć kobietę, jaką była. Autorka bardzo lubi swoją bohaterkę, dlatego oddała jej głos i książka jest napisana w formie pamiętnika. Udany manewr, ponieważ z góry ucina ewentualne zarzuty o brak obiektywizmu. Trudno, żeby Józefina mówiła o sobie źle. Tym zajmują się inni od 200 lat. Oczywiście największym zarzutem jest rozwiązłość i niewierność żony Napoleona. Jak gdyby fakt, że cesarzowa była zdradzana i oszukiwana przez męża przez cały okres trwania i małżeństwa nie miał większego znaczenia.
Poznajemy czternastoletnią dziewczynę Marię-Józefę-Różę de Tascher de La Pagerie, właściwie jeszcze dziecko, na Martynice w 1777 roku i towarzyszymy jej aż do śmierci w Malmaison w roku 1814. Do Paryża sprowadza ją małżeństwo z bardzo przystojnym i równie niewiernym Aleksandrem de Beauharnais. Nie był to szczęśliwy związek i skończył się separacją. Hrabia po krótkiej i błyskotliwej karierze porewolucyjnej został zgilotynowany. Ona sama cudem uniknęła takiego losu, ale cały czas walczyła o przetrwanie swoje i swoich dwojga dzieci – Eugeniusza i Hortensji. Doznała biedy i strachu o los swoich najbliższych. Chciała przede wszystkim być bezpieczna i to mogło jej zagwarantować małżeństwo z młodszym, zdolnym Bonaparte, któremu wróżono świetlaną przyszłość. On potrzebował awansu społecznego, ona mężczyzny, który będzie ją chronił. Związek ten był czystą kalkulacją. Pokochali się później. To właśnie Napoleon nazwał ją Józefiną, a później osobiście włożył na jej głowę koronę cesarską. Był to gest wielkiej miłości uwieczniony przez Davida na słynnym obrazie „Koronacja Napoleona” (Le Sacre).
Chociaż była żoną najpotężniejszego człowieka w Europie, nadal musiała mieć się na baczności. Przeciwko niej spiskował cały klan Bonapartych z korsykańską matroną na czele. Tu akurat wszystkie przekazy historyczne są zaskakująco zgodne. Familia była okropna! Jak gdyby wszystkie przymioty skupiły się tylko w Napoleonie. Celem jego rodziny było wyeliminowanie „starej” i udało im się to osiągnąć. W ten sposób Napoleon Bonaparte został sam. Żadne z nich nie podążyło za nim na wygnanie, co więcej niektórzy dopuścili się zdrady, przechodząc w chwili wyboru na stronę wrogów. Młoda żona, która była nadzieją na stworzenie dynastii również odwróciła się od niego. Cóż za ironia losu, to właśnie krew Józefiny płynie w żyłach europejskich rodzin królewskich za sprawą Eugeniusza, a syn Hortensji został cesarzem Napoleonem III. Potomkowie Napoleona zaś noszą nazwisko człowieka, któremu uwiódł żonę – Walewski.
Sandra Gulland wspaniale oddała atmosferę epoki widzianej oczami kobiety wplątanej w zawirowania historii. Józefina opowiada nam o tym, co było dla niej najważniejsze, dlatego książka nie zanudza datami i faktami. Jest to zupełnie subiektywne spojrzenie na ówczesne wydarzenia i może dlatego tak dobrze się czyta tę powieść. Nawet zupełna nieznajomość historii nie przeszkadza w delektowaniu się lekturą, bo przede wszystkim jest to opowieść o interesującej kobiecie. Jednak należy podkreślić, że powieść, choć oparta solidnie na faktach, pozostaje jedynie fikcją literacką, a autorka zgrabnie omija tematy mogące zbytnio oczernić bohaterkę, jak choćby jej liczne romanse. Jednak nie mam do niej o to pretensji, zwłaszcza, że uprzedza o tym na początku pierwszego tomu. Nie zapominajmy, że los kobiety w tamtych czasach zależał w pełni od mężczyzny. Jeśli chodzi o moralność to absolutnie nie można jej oceniać z naszej pozycji. Była po prostu zupełnie inna. Jeśli ktoś potrafił zachować pozory i dyskrecję, mógł w swojej sypialni robić, co chciał. Wybaczano
romanse, nie wybaczano odstępstw od savoir-vivre. Ponieważ małżeństwa zawierano najczęściej bez uczuć, te lokowano poza nimi. To było całkiem normalne. Należało jedynie się z tym nie obnosić, a strona zdradzana udawała, ze nie zauważa. W małżeństwo Józefiny i Napoleona wkradło się uczucie, więc oboje cierpieli. O ile pani Bonaparte z czasem zrozumiała, że zbyt wiele ma do stracenia, jej mąż nigdy nie zrezygnował z przelotnych miłostek, co zresztą odbiło się na jego zdrowiu, bo wiadomo, że chorował na syfilis, prawdziwą plagę XIX wieku stawianą na równi z gruźlicą.
Józefina była niezwykłą kobietą, silną i piękną. Rozumiała, że to, co los jej dał, może jej również odebrać. Bardzo dbała więc o to, aby, póki mogła, zapewnić dobrą przyszłość swoim dzieciom oraz najbliższym. Miała wady i zalety jak każdy człowiek, nie była ideałem i nigdy do tego nie aspirowała. Było w niej jednak i coś więcej, bo z ubogiej kreolskiej szlachcianki stała się cesarzową. Można ją różnie oceniać, ale na pewno nie była przeciętna. Fakt, że imię Józefina przywodzi na myśl właśnie ją, świadczy o tym, że był jedyna w swoim rodzaju.
Polecam wszystkim trylogię Sandry Gulland, jestem pewna, że nie pozostawi czytelników
obojętnymi. Jest w niej wszystko, co powinno być w dobrej książce. Ciekawe tło historyczne,dramaty, spiski, nienawiść, miłość oraz fascynujące postaci. Wydawnictwo Bukowy Las zadbało o piękną szatę graficzną. W każdym tomie znajdziemy drzewa genealogiczne i chronologię, co może okazać się bardzo przydatne podczas lektury.