Pewnego dnia flota z uchodźcami dobija do brzegu stolicy. Niewielu obcym udaje się przeżyć. Ich ciała porozrzucane po nadmorskiej plaży są obrazem nędzy i rozpaczy. Obrazem świata, do którego zmierzali, ale czekała na nich jedynie śmierć.
Wśród przybyłych jest jeden z nich, któremu udało się zachować życie. To "nasz bohater" bo tak o nim pisze autor. Jego pochodzenie nie jest wiadome, to wyobcowana istota, która w chłodzie i głodzie pragnie przeżyć. Jest w stanie zrobić wiele, by przetrwać.
Bardzo szybko nadarza się ku temu okazja. Urodziwa dama na peronie z teatralnym wręcz akcentem wygłasza, że potrzebuje mężczyzn. Kilu silnych, dobrze prezentujących się i takich, którzy odnajdą się w nowej roli. Bohater postanawia skorzystać z okazji, nie wiedząc co go czeka. Spodziewa się, że będzie zaspokajał erotyczne fantazje dziewczyny, bo ta już na peronie każe im prezentować swoje wdzięki bez ubrań.
Podróż do krainy szczęścia jawi się przybyszowi jako rozwiązanie wszelkich problemów. Obcy, wygnany i poszukujący sposobu na przetrwanie ma nadzieję, że teraz kłopoty z jakimi się zmagał nabiorą innych kolorów. Tymczasem po przybyciu na miejsce okazuje się, że to szarość jest jedynym kolorem jaki będzie towarzyszył mu w następnych miesiącach.
Kraina do której przybyli jest krainą suszy. Od lat nie spadła tu ani jedna kropla wody. Nie ma wody, nie ma przemysłu, nie ma też wystarczającej ilości jedzenia. Zadaniem jakiego ma się podjąć bohater będzie przywrócenie rolnictwa do stanu użyteczności. To trudne zadanie, lecz przybysz nie ma nic więcej do powiedzenia. Musi zgodzić się na przykazany mu los.
W krainie prócz poznanej wcześniej Markotki spotyka też jej ojca, dla którego będzie pracował. Wśród osób zamieszkujących krainę jest też Barona i jego wyuzdaną kochankę. Kobieta od razu przyciąga wzrok przybysza a ten pała do niej żądzą. Stara się zaprzyjaźnić z Baronem, by utorować sobie drogę do kobiety.
Już Tomasz Hobbes, angielski filozof zauważył, że ludźmi kierują dwa motywy działania. Pierwszym z nich jest strach, a drugim nadzieja. Bohatera książki Adriana Domana do życia zmuszają właśnie te dwie drogi. W dystopiach proces działania również opiera się na tych dwóch czynnikach. Jest nadzieja, ale też utajony strach, który konsekwentnie prowadzi do katastrofy.
Powieść "1907" jest więc przykładem antyutopii. Nie jest to łatwa lektura, choć na pozór zdaje się nią być. Wiele alegorii występujących w powieści można odnieść do politycznego życia we współczesnym świecie. Pojawia się fantasmagoryczne ujęcie przyszłości. Po dramatycznych wydarzeniach, wizja przyszłości jawi się jako spełnienie oczekiwanej nadziei. W krainie suszy ma w końcu spaść deszcz, czy może być coś piękniejszego? Nie. Okazuje się, że każda nadzieja niesie za sobą ofiary. A bohater sam jest jedną z ofiar, która wiedziona lepszym jutrem wpada w antyutopijną próżnię.
Książka Adriana Domana jest napisana w niezwykle teatralny sposób. Każdą kolejną stronę chłonie się bardzo szybko, z nadzieją, że już za chwile pojawią się nowe ciekawsze i nieoczekiwane wątki. Dialogi bohaterów są wygłaszane niczym te na deskach teatru, przepełnione porównaniami i idealistycznym zacięciem. Wiem, że nie jest to powieść dla każdego. Tu nic nie dzieje się wprost. Nie każdy też ją zrozumie, a w wielu pozostanie uczucie niedosytu. Dla mnie jednak była to ważna powieść, zadziwiająca i wychodząca poza imperatywne rozumowanie.