Pisanie sprawiało mi od dziecka ogromną radość. Zaczynałam od fanfiction (chociaż o takim pojęciu 9 lat temu pojęcia nie miałam) z uniwersum Tolkiena, przeszłam do prawie że autobiografii, ponownie pod koniec gimnazjum wracając do fanfiction, tym razem z Sherlockiem w roli głównej. Tuż przed wyjazdem do Danii zaczęłam pisać powieść o koniach, moje największe dzieło, jak wtedy myślałam. Po dwudziestu kilku rozdziałach, a zaplanowanych kolejnych tylu chyba dopadło mnie wypalenie. Przerzuciłam się na inne tematy -- imagine'y w drugiej osobie, jakieś luźne opowiadania, czasami one-shoty pod wpływem chwili. Zebrałam prawie tysięczną widownie tych moich wypocin na pomarańczowym portalu, a niektóre z tych "książek" osiągnęły kilkudziesięciotysięczne wyświetlenia.
I nic. Przestałam. Zaglądałam, regularnie doglądałam swoich szkiców, próbując coś wymyślić.
I w końcu, rok temu (wraz z końcem stycznia), praktycznie najbliższy mi człowiek stał się dla mnie inspiracją. Czułam, że stworzyłam historię żywą, pełną, ciekawą. Taką, jaką chciałabym przeczytać, która zaprosiła mnie do siebie i zatrzymała w swoim wyimaginowanym świecie. Przestałam mieć wszelkie ambicje do wydania, zdobywania fanów. Pisałam, bo słowa chciały znaleźć się na kartce, wyjść z mojej głowy w takiej formie. Transcendencja, bo taki tytuł nadałam opowiadaniu, stała się tym, czym przez lata nie były inne moje opowiadania.
Kwiecień 2020. Maj. Lipiec. Przerwa, bardzo długa. Wraz ze studiami porzuciłam Aurelię i Ksawiera. Chociaż wielokrotnie wracałam do nich myślami, nie chciałam ponownie ich wpuścić do swojego pliku w Pages. Gdzieś tam w międzyczasie utworzyłam plik "fragmenty", przepisując ze wszystkich licealnych zeszytów urywki i momenty, które dla nich wytworzyłam w czasie odcięcia się od lekcji.
Wczoraj w czasie Klasyfikacji piśmiennictwa i JIW przepadłam. Słowa po słowie, pisane powoli, wracała do mnie cała ich historia. Nie kontynuowałam zaczętego wątku, po prostu postawiłam się oczami wyobraźni w dowolnym momencie historii. I pisałam jeszcze długo po zakończeniu zajęć, aż skończyłam rozdział. Właśnie kończę kolejny.
Jak ja za tym tęskniłam, aż ciężko uwierzyć. Siedzieć i przelewać myśli na papier. Nic więcej, a jak ogromnie wiele.
— Gdyby miłość mogła topić lody, a nienawiść je spajać, nie byłoby globalnego ocieplenia.
— Proszę? — zapytała zaskoczona Relka, niechętnie odwracając się od szopki odgrywającej się przy drzwiach.
— Nic moje dziecko — zaśmiała się lekko. — I co, Rudzik, dostałaś się na tę reżyserię?
Aurelia kiwnęła głową w ramach potwierdzenia. Chociaż bardzo nie chciała, znowu jej wzrok powędrował na mężczyznę, który teraz pomagał mamie Robercika Pasztyka odkręcić butelkę. Znała siostrę chłopca, chodziły razem do liceum. Żałowała, że Paula nie zapraszała jej częściej, miałaby teraz dobrą okazję do wproszenia się i wydłubania jej matce oczu. Starsza nauczycielka znowu powędrowała w to samo miejsce, co Aurelia i zaraz potem opuściła głowę, by ukryć rozbawienie.
— Lubię go — powiedziała za to. — Dobry chłopak. Nauczyciel z pasją.