Już po egzaminie z historii książki (4 semestry, więc nie lada wyzwanie), także mogę w końcu uporządkować wiedzę bez presji czasu i podzielić się moimi ulubionymi historiami z rozwoju kultury książki. Pierwszą, którą zawsze opowiadam wszelkim słuchacza, jest ta, skąd w Europie wziął się papier.
Żeby dobrze zobrazować sobie początki tego wspaniałego wynalazku, musimy cofnąć się aż do 105 roku naszej ery, gdy to w Chinach w pewnej kancelarii Cai Lun stworzył ze szmat, konopi i sieci rybackich lekki i tani materiał, pierwszy papier. Wróćmy jednak do światów arabskich. Kraju, który zaskakująco rozwinął działalność piśmienniczą, a kluczowym elementem tego rozwoju stał się dostęp do papieru.
Chińscy wytwornicy zostali w VIII wieku (751 r.) sprowadzi przez Arabów jako jeńcy wojenni do Samarkandy, przed oblicze wodza arabskiego Zijada ibh Saliha. Papiernicy mieli oczywiście ze sobą papier, który zainteresował przywódcę. Nakazał on, by nauczyli oni jego lud jak wytwarzać nowy wynalazek. Zaczęli oni tworzyć go ze szmat lnianych i konopnych, a wkrótce produkcja papieru rozprzestrzeniła się na całe państwo kalifa.
Tuż po poznaniu przez Arabów papieru, papirus i pergamin powoli odchodziły w zapomnienie, chociaż ostatni zabytek pisany na papirusie datuje się na 931 rok. W drugiej połowie X wieku znajdujemy najwcześniejsze źródła arabskie z mową o używaniu wytworzonego przez nich papieru, a wspominają o nim w swoich dziełach... ówcześni geografowie. To właśnie w X wieku zaczynają powstawać manufaktury, najpierw w Damaszku, potem także w Tyberiadzie i Trypolisie.
Istnieją dwa podania co do techniki, jakich w tym okresie Arabowie używali do sporządzania papier. Pierwsza przedstawia używanie zniszczonych sznurów konopnych, które rozczesywali i moczyli w ługu, następnie mieszali je i cieli. Rozcierali w "moździerzu" z wodą. Miazgę czerpano sitem, sporządzonego w formie więcierza rybackiego i przez poruszanie odcedzano wodę. Masę taką rozcierano na desce i przyklejano do gładkiej ściany. Masa miała sama odpaść, a potem nasycano ją mieszaniną mąki i krochmalu.
Druga natomiast również opiera si na zużytych sznurach, jednak surowiec rozrabiano, rozpuszczano w wodzie wapiennej, a potem suszono
na słońcu i przepłukiwano czystą wodą. Następnie rociągano na ramie i powlekano mąką oraz krochmalem. Do uzyskania powierzchni nadającej się do pisania nasycano arkusz jeszcze klejem z mąki przennej lub wywaru ryżowego, na koniec całość gładzono kamieniem do polerowania.
No dobra, ale co z tą Europą? Gdy w pierwszej połowie VIII wieku Arabowie najechali Hiszpanie, opanowali ją, a także przywieźli ze sobą papier. Pierwsze wzmianki o nim datuje się na X lub XI wiek. To właśnie przez ten kraj produkcja papieru rozpowszechniła się dalej. Informacje o produkcji papieru w Hiszpanii pochodzą jednak dopiero z XII wieku. Kwitnął przemysł papierniczy, a materiały wywożono do sąsiednich krajów. W połowie tego wieku istnieje już przemysł papierniczy w Fezie i w Maroku. Najstarszym młynem był ten w miejscowości Xantive w pobliżu Walencji, a pierwsze miasto z produkcją papieru to Toledo, ówczesna literacka stolica Hiszpanii. Wiek później powstają pierwsze ośrodki papiernicze we Włoszech i Francji.
Co ciekawe, w połowie X wieku istniało już 7 gatunków papieru. Ta liczba szybko rosła, a papier przyjmował różne nazwy, zazwyczaj od miast, krajów lub osobistości. Przykładowe z nich to chatai (od prowincji Chata), adil-szahi (od ówczesnego panującego w Indiach), hindi (papier indyjski), guni (papier barwny) czy sultan (wyborowy papier z Samarkandy, skąd pochodziły conajmniej 3 gatunki).
Kolor papieru także miał znaczenie, oczywiście biały był najczęstszy, jednak inne kolory otrzymały swoje funkcje, zazwyczaj związane z rodzajami pism lub godnościami. W ten sposób mamy kolor niebieski, który był kolorem żałoby. W Egipcie i Syrii używano go także do przekazywania rozkazów egzekucji. Kolor czerwony był uznawany za kolor szczęścia, a używano go w czasie uroczystości. Był on dostępny dla osób wysoko postawionych i okazywano w ten sposób łaskę ze strony panujących. Różowy i żółty (czasami także szafirowy) uchodził za wyjątkowo cenne i ciężkie do zdobycia.
Bibliografia:
Bielawski J., Książka w świecie islamu, Wrocław 1961.
Bieńkowska B., Chamerska H., Zarys dziejów książki, Warszawa 1987.
Dahl S., Dzieje książki, Wrocław 1965.
Głombiowski K., Szwejkowska H., Książka rękopiśmienna i biblioteka w Starożytności i Średniowieczu, Wrocław 1979.
Tak mnie wzięło, żeby zrobić plakat filmowy do Gwiezdnych Wojen.
Zainspirowałam się okładką z książki Kenobi
bo Obi-Wan jest jedną z moich ulubionych postaci.
I tak oto prezentuję "Kyber" 😅.
Park rodzinnej rozrywki Tenaxx to ogromny kompleks w Holandii, a dokładniej w okolicy miasta Wedde. Odwiedzając kompleks Landgoed możemy odwiedzić kilka atrakcji: DinoPark, muzeum dinozaurów, park miniatur, place zabaw wraz z dmuchańcami, park wodny (łódki) czy kolejkę wokół parku.
Jest to więc miejsce do spędzenia całego dnia, szczególnie z młodszymi dziećmi. Zwiedzanie rozpoczyna się od muzeum ze szkieletami oraz skamielinami, w którym jest kilka interaktywnych atrakcji. Później wychodzimy na różnego rodzaju atrakcje dmuchane jak i plac zabaw.
Przygodę w DinoParku rozpoczynamy od trasy dookoła jeziorka, wchodząc coraz bardziej w las. Niektóre modele naprawdę nieźle zostały ukryte w zaroślach. Każdy dinozaur ma swoją tabliczkę z podstawowymi informacjami, jednak w przeciwieństwie do naszego JuraParku modele nie są realnej wielkości, a zdecydowanie zmniejszone.
Idąc ciągle trasą wchodzimy dużo głębiej w las, który ma przypominać dżunglę. Towarzyszą nam dźwięki wydawane przez dinozaury oraz nawet jeden latający pterodaktyl (nie ten ze zdjęcia, tylko taki, który faktycznie przelatuje nad zwiedzającymi). Daleko w drodze pojawiają się ruchome modele, więc warto przejść całą trasę (mapka kosztuje dodatkowe 1 euro).
Wychodząc z DinoParku mijamy jeziorko, na którym można przepłynąć się łódką i możemy się udać do parku miniatur, który znajduje się bliżej wejścia. Znajduje się tam bardzo dużo najważniejszych budowli Holandii, niektóre pociągi jeżdżą czy też pojawiają się statki.
W cenie biletu otrzymujemy vocher na jedzenie - frytki oraz dwie dodatkowe przekąski. By je zrealizować trzeba się udać do minibaru który znajduje się obok placu zabaw. Spokojnie, pracują tam Polacy :D, więc idzie się dogadać. Oprócz rzeczy w cenie można oczywiście domówić picie czy lody.
Cena za osobę powyżej 2 roku życia to 13,5 euro, więc stosunkowo nie mało, jednak miejsce zdecydowanie warte uwagi, szczególnie z młodszym towarzystwem, które cały dzień może skakać po dmuchańcach. Przed wejściem na teren, lub po wyjściu warto stanąć na peronie kolejki, która przewiezie nas wokół terenu.
Park der Garten to specyficzny ogród botaniczny w okolicy uzdrowiska Bad Zwischenahn w Dolnej Saksonii. Na terenie obiektu na zwiedzających czeka ponad 40 tematycznych aranżacji ogrodowych. Jeśli interesują was nowoczesne meble albo drewniane altanki to miejsce podsunie wam wiele inspiracji do urządzenia swoich własnych czterech kątów trawnika.
Oprócz tego na terenie ogrodu znajduje się sporo innych atrakcji, m. in. wieża widokowa, place zabaw, rzeźby czy scena oraz kawiarnia. W odpowiednim sezonie do zwiedzenia jest ogromny park rododendronów, a wieczorną porą wyświetlane są iluminacje.
Każdy ogród w określonym stylu posiada kod QR, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę producenta i pokazuje specyfikacje i cenę. W pewnym sensie Park der Garten jest jednym, wielkim Ikea. Gdzie zamiast boksów z pomieszczeniami są urządzone ogrody.
Bilet dla dorosłego to koszt 12 euro, dla studentów 10 euro, a dzieci do lat 18 wchodzą za darmo. Niestety dla psiarzy zła wiadomość, nie można zabierać ze sobą pupili na teren ogrodu. Te miejsce to bardzo fajna sprawa dla zafascynowanych aranżacjami i ogrodnictwem, ale także jako po prostu miejsce do spędzenia miło popołudnia. Jeśli ktoś lubi np. czytać wśród drzew w dobrym fotelu, to obiekt oferuje bilet sezonowy w naprawdę dobrej cenie.
Museumsdorf Cloppenburg to skansen w Niemczech ukazujący wieś XIX wieku. Na terenie muzeum znajduje się duża ilość budynków, szkoła czy kościół. Co charakterystyczne dla tego rejonu państwa, wszystkie domy są połączone z oborami lub pomieszczeniami gospodarczymi.
Niepowtarzalne budynki, które nadal można obserwować nadal odnowione w Dolnej Saksonii, po prostu przejeżdżając miasteczkami.
Zwiedzanie zaczyna się od wystawy lat 60-70-80, zachaczająca o wiele kategorii - od traktorów, przez sporty po kulturę. Znalazło się tam również wiele książek.
W pomieszczeniu znajduje się spora ilość eksponatów oraz sklep. Następnie zaczyna się trasa wzdłuż wsi. Na terenie skansenu znajduje się sporo zwierząt - krowy, owce czy kozy. Oprócz tego można zajść do gospody i na plac zabaw.
Wszystkie budynki są w środku wyposażone, w jednej sali znajduje się nawet rozpalone palenisko.
Cena za bilet dla dorosłego to 9,5 euro, dla dzieci 3,5 euro, rodzinny za to 20 euro.
JuraPark Krasiejów to jedno z tych miejsc, które z dzieciństwa pamiętam jako "magiczne". Długa ścieżka przez historię wszechświata (od wczesnego triasu aż po późną kredę), a podczas tej podróży ogromne dinozaury. Niestety, po latach efekty trochę mniej zachwycają, ale nadal jest to miejsce w moim odczuciu warte odwiedzenia, szczególnie gdy jedzie się do Krasiejowa po raz pierwszy, a nie czwarty. JuraPark powstał z inicjatywy Stowarzyszenia Delta, ale nie był ich pierwszym tego typu kompleksem turystycznym. To właśnie w innym mieście, Bałtowie, powstał pierwszy w Polsce park poświęcony dinozaurom. A Krasiejów to już jego "kopia" z lat późniejszych. Stowarzyszenie Delta ma w swoich zasługach trzy takie parki w Polsce oraz od kilku lat jeden ośrodek w USA, występujący pod nazwą Paleosafarii Moab Giants. Nie można także tu nie wspomnieć o pracach naukowych, jakie były prowadzone w miejscach powstania parków, a Stowarzyszenie Delta już w 2003 roku włączyło się w badania.
Na terenie Parku znajduje się pawilon Uniwersytetu Opolskiego (widoczny w tle). Uczelnia prowadzi tam wykopaliska i badania, wchodząc do budynku można się przejść po szklanej podłodze i zobaczyć faktyczne pozostałości po dinozaurach. Oprócz tego na miejscu istnieje trasa z dinozaurami, prehistoryczne oceanarium 3D (jedna z najlepszych rzeczy w tym Parku), kino 5D (tu akurat wielki zawód i zmarnowane pół godziny w kolejce), Tunel Czasu, Park Rozrywki i Plac Zabaw.
Dosłownie po drugiej stronie ulicy otworzono Park Ewolucji człowieka, również interaktywne (5D i 3D) centrum dla dzieci i dorosłych zainteresowanych naukowym podejściem do rozwoju planety i nas, ludzi. Można zakupić bilet łączony na dwa Parki albo osobny. Osobiście Park Ewolucji mi się nie spodobał, ale chyba byłam nastawiona na coś całkowicie innego. Poza dużą dawką interaktywnych zajęć istnieje także tradycyjna ekspozycja dotycząca narzędzi, pisma czy sztuki.
Na wyprawę do Krasiejowa trzeba spokojnie przeznaczyć cały dzień. Parki znajdują się tuż pod Opolem. Na miejscu jest także jeziorko i plaża, punkty gastronomiczne i sklepy z pamiętkami. w wakacje są tam organizowane kolonie i obozy dla dzieci, a także różne eventy, jak zlot fanów dinozaurów czy warsztaty z paleontologii.
Muzeum Wsi Opolskiej powstało w 1961 r. jako instytucja naukowo-badawcza Za zadanie ma gromadzenie, konserwacje i udostępnianie zabytków kultury ludowej Śląska Opolskiego. Dla zwiedzających muzeum otworzyło się jednak dopiero w 1970 roku.
Praktycznie wszystkie obiekty zostały przeniesione na teren skansenu z małych wsi, a budynki często są datowane nawet na XVIII wiek.
Nie można tu nie wspomnieć o działającym do dzisiaj młynie, a dzięki przecudownej obsłudze istnieje możliwość obejrzenia dokładnie jak taka maszyneria pracowała. Każdy opiekun ekspozycji z chęcią dzieli się ogromną ilością wiedzy o obiektach. Wyposażenie bywało, że było z innej epoki niż sama chata, jednak wtedy całość i tak była utrzymywana w jednym, charakterystycznym stylu.
Do zwiedzania nie zabraknie także takich obiektów jak szkoła, sklep czy kowal. Oprócz tego na terenie znajduje się piękny kościół przeniesiony z Gręboszow, który został odnowiony na wzór oryginału, który ufundowany został w 1613 r.
Wejście do muzeum kosztuje 12 zł w przypadku dorosłych, 6 zł w przypadku biletu ulgowego. Natomiast w poniedziałki wstęp jest bezpłatny, ale są również krótsze godziny zwiedzania. Trochę czasu na to trzeba jednak zagospodarować.
Dzisiaj jest 20 lipca, a co za tym idzie - Dzień Księżyca. Dlaczego? Kilka informacji poniżej.
🔭 Dzień Księżyca upamiętnia pierwsze lądowanie człowieka na księżycu 20 lipca 1969 roku.
🔭 Święto zostało ustanowione przez prezydenta Nixona.
🔭 W 1969 roku załoga Apollo 11 stanęła na księżycu, a pierwszy krok postawił Neil Armstrong.
🔭 A już czysto ciekawostkowo - dzisiaj odbył się również pierwszy komercyjny lot w kosmos (Blue Origin).
Przyznam się, że nie wytrzymałam tych 2 godzin całej procedury startowej i paplaniny reportera, ale 45 minut faktycznego przygotowywania się do wystartowania New Sheparda już mnie pochłonęło. Bardzo fajne widowisko. Rakieta leci na wysokość 100 km, "byleby" przekroczyć linie Karmana, odrzuca cześć z ludźmi, samemu opadając powoli w dół. Astronauci łukiem lecą, po czym lądują w Nowym Teksasie i czekają na uwolnienie przez ekipę. To akurat trwało może z 20 minut 😄.
•••
Pod koniec 1957 roku w świat poszła plotka, jakoby ZSRR na uczczenie rocznicy wybuchu rewolucji październikowej ma zamiar wysłać broń jądrową w kierunku Księżyca. Rok później, taki sam plan podjęło USA, mając na celu zdetonowanie powierzchni satelity, a w pyłach powstałych w ten sposób prowadzić badania nad związkami organicznymi. Ich pomysł funkcjonował pod nazwą projektu A-119, jednak na szczęście został przerwany, tak samo jak ZSRR porzuciło swój pomysł. Z tego co wiem, więcej o tym jest w książce "Jak wysadzić księżyc", ale ona dopiero przede mną 😀.
Książki popularnonaukowe o kosmosie (i nie tylko), które mi się bardzo spodobały:
📡 Astrofizyka dla zabieganych
📡 Zapytaj astronautę. Wszystko, co powinieneś wiedzieć o podróżach i życiu w kosmosie
📡 Nie mamy pojęcia. Przewodnik po nieznanym wszechświecie
📡 Nieuporządkowane życie planet
📡 Przewodnik po wszechświecie
📡 Krótka historia czasu. Od Wielkiego Wybuchu do czarnych dziur
Wzięło mnie na zrobienie bazy danych z książkami, które mam na półkach. Nie przeczytanych, czy elektronicznych, ale tych, które faktycznie gdzieś tu wszędzie na regałach widać. Nie wymagałam jakiegoś ogroma funkcji, wystarczyłoby pewnie na upartego zrobić to w Macowym odpowiedniku Exela, jakkolwiek się on nazywa. No ale uparłam się. Liczyłam, że wystarczy zwykły program do tworzenia nieskomplikowanych baz danych, jednak Apple skutecznie zablokował możliwość korzystania z czegokolwiek, co miało służyć jako program dla Windowsa.
No cóż, istnieje przecież masa aplikacji do tworzenia takich list w Apple Store... prawda? Nie było łatwo, ale w końcu znalazłam słowa klucze, które sprawiły, że sklep wyrzucił chociaż kilka tego typu programów. Pierwszy z nich, o dumnej nazwie "" i ładnej ośmiorniczce na ikonce, miał świetny interfejs i był gotowy, by utworzyć swoją własną kolekcje dowolnych rzeczy. Nie tylko książek, ale i filmów, wina czy mebli. Spróbowałam z ich wersją book catalogu, ale szybko się okazało, że chociaż działa to fajnie, to w wersji ogólnodostępnej można dodać jedynie... 5 książek.
Dla wyjaśnień, odrzuciłam nawet bazę, która oferowała rekordów 100, z myślą, że to za mało. Także nie były to pomyślne łowy, bo chociaż program fajny, chyba nie jest warty tych 100 zł rocznie 🤔. Ciężko na pewno będzie znaleźć coś w pełni darmowego, ale kto wie. Po "zabawie" w 6 czy 8 programach staram się nadal patrzeć optymistycznie.
Naprawdę ładnie się to prezentuje, wraz z opcją do oceny książki, czy rodzaju okładki. Raczej ciężko polecić coś, co zawiera tylko 5 darmowych pól, ale przynajmniej popatrzeć można. Jedyny minus, patrzęc przez pryzmat innych baz, to fakt, że wszystko trzeba wpisywać ręcznie, nie da się sciągnąć danych z internetu za pomocą ISBNu albo tytułu. Zazwyczaj i tak są to bardzo wybrakowane dane, ale przynajmniej mogą stanowić baze do dalszego uzupełniania.
Tak więc chyba, chociaż panowała na moim blogu od dawna cisza, powstanie seria pseudoinformatycznych potyczek z tworzeniem jakiejkolwiek listy posiadanych książek.
— Żałuję — zaczął, spoglądając teraz na nią z uśmiechem. — Że mamy czerwiec. Wiem, jest super przyjemnie ciepło, dosyć jasno, ale...
— Nie widać Oriona — odpowiedziała za niego. Domyśliła się do czego bije, bo wiedziała, że większość ludzi najbardziej lubi tę konstelację. Była duża i łatwa do zobaczenia.
— Myślisz, że tylko to umiem znaleźć na niebie? — zapytał, odwracając się do niej i widząc jej pobłażliwy uśmiech. — Co to, to nie moja droga. Znajdę ci Mars, znajdę Rigel i Syriusza, jak dobrze pójdzie obydwie Niedźwiedzice, Raka czy Byka. Nie jestem aż takim amatorem. A wiesz, co najbardziej lubię w astronomii?
— Pewnie historię — odparła, bo nic innego nie przyszło jej do głowy. Pojedynczy kosmyk opadł jej wzdłuż twarzy, więc Ksawier wyciągnął rękę i wsunął go z powrotem za ucho dziewczyny.
— Prawie. Chodziło mi o mity, legendy, ludowe podania. Szczególnie te dotyczące gwiazd.
— Gdyby miłość mogła topić lody, a nienawiść je spajać, nie byłoby globalnego ocieplenia.
— Proszę? — zapytała zaskoczona Relka, niechętnie odwracając się od szopki odgrywającej się przy drzwiach.
— Nic moje dziecko — zaśmiała się lekko. — I co, Rudzik, dostałaś się na tę reżyserię?
Aurelia kiwnęła głową w ramach potwierdzenia. Chociaż bardzo nie chciała, znowu jej wzrok powędrował na mężczyznę, który teraz pomagał mamie Robercika Pasztyka odkręcić butelkę. Znała siostrę chłopca, chodziły razem do liceum. Żałowała, że Paula nie zapraszała jej częściej, miałaby teraz dobrą okazję do wproszenia się i wydłubania jej matce oczu. Starsza nauczycielka znowu powędrowała w to samo miejsce, co Aurelia i zaraz potem opuściła głowę, by ukryć rozbawienie.
— Lubię go — powiedziała za to. — Dobry chłopak. Nauczyciel z pasją.
[ekstraordinery]
[ekstraaoridinerji]
[ekstraordinary]