Extra...zwyczajny? Jak to się stało, że ta zbitka stworzyło słowo, które wywiera na mnie tak mocny wpływ.
Powtarzane w kółko w głowie.
[ekstraordinery]
[ekstraaoridinerji]
[ekstraordinary]
Na konwersatorium z historii filozofii padło pytanie "czy chęć bycia lubianym może być dążeniem do szczęścia i czy da się to szczęście osiągnąć w ten sposób?". Oczywiście gadka o tym, że ludzie określają swoją wartość przez like, serduszka i inne takie szery.
No nie, nie mogą. Ale ktoś musiałby im o tym powiedzieć. Chcąc nie chcąć (w moim przypadku to drugie) - człowiek istota społeczna. Dąży do tej akceptacji, do bycia częścią grupy, do bycia przez nią lubianą. Dostaliśmy takie potężne (z drugiej strony, to straszne, musieć googlać jak się mówi po polsku powerfull! wstyd!) narzędzie jak social media. To całkowicie zmieniło nasz odbiór bycia lubianym. Teraz nie wystarczy, że pobiegasz po podwórku z grupą pięciu dzieciaków. Teraz jesteś w kontakcie przez sieć powiązań z pięcioma tysiącami użytkownikami jednym kliknięciem. A jednak jesteśmy coraz bardziej samotni, sfrustrowani, skryci. Więc nie, szanowna doktor, nie da szczęścia. Narzędzie jakie dostaliśmy powoduje coraz większe poczucie nieszczęścia.
Z jakiegoś nieznanego nawet mi powodu, od pewnego czasu marzy mi się tylko jedna rzecz. Żeby ktoś na mnie spojrzał. Ale tak w całości. Na każdy centymetr mojej osobowości i powiedział: jesteś niezwykła.
Każdy chce być lubiany przez to, że nie jest szarym, zwykłym człowiekiem.