Gdy kilka lat temu pierwszy raz trafiłam na prozę Oscara Wilda poczułam coś, co mogłabym nazwać miłością od pierwszego zdania. Ładnie formułowanie myśli, kropla sarkazmu, szczypta humoru i bohaterowie, których jestem ciekawa. To wychodzi na pierwszy plan chociażby w jego opowiadaniach. Wilde wykpiewa pewne cechy, inne chwali, a całością daje do myślenia. Krótkie teksty wyróżniają się pomysłowością (duch straszony przez domowników czy chociażby obsesyjne poszukiwania W.H. z sonetów Szekspira) i potrafią umilić czas.
Wydawnictwo MG zdecydowało się na tłumaczenie Róży Centnerszwerowej, które jest bardziej kwieciste niż oryginał i brakuje mu przypisów (na czym traci humor tekstów, bo pewne drobne sprawy stają się nieczytelne). Prawdopodobnie najwięcej różnic wyłapać można w opowiadaniu „The Canterville ghost", które tutaj nosi tytuł „Duch z Kenterwilu". Głównym problemem jest zawód Pana Otisa, który u Róży występuje jako minister, jak w oryginale, ale moje krótkie śledztwo każe mi sądzić, że tak naprawdę chodzi o pastora, który to dawniej nazywany bywał ministrem i... Czy taka informacja nie powinna znaleźć się w przypisie? By nie wprowadzać ludzi w błąd?
Spędziłam wieczór z przekładem Róży Centnerszwerowej oraz tym Jerzego Łozińskiego (który styl autora oddał dobrze, ale kilka spraw potraktował zbyt dosłownie, przez co traciły na poetyckości) i koniec końców w efekcie frustracji przeszłam do czytania oryginałów. Nigdy jeszcze chyba nie byłam tak świadoma t...