Wakacje to dla mnie m.in. czas na lekturowe remanenty. Zabieram się za kontynuacje serii, które zaczęłam, za drugie tomy powieści, które mnie zachwyciły, za niezrealizowane, odłożone na nie wiadomo kiedy plany z poprzednich miesięcy. Przyszła pora na trzech XIX - wiecznych mistrzów pióra. Oscar Wilde to jeden z nich.
„Zbrodnia Lorda Artura Savile” to malutka, urocza i zabawna lektura. Opowieść o człowieku, który usiłuje powstrzymać przeznaczenie przed zniszczeniem jego planowanego lukratywnego małżeństwa. Do tego chiromanta, Rosjanie, anarchiści, parodia londyńskich wyższych sfer i przestroga: unikajcie przepowiedni, to nie zły los, a one mogą Wam zrujnować życie. Historia okraszona mrocznym humorem, zabawnymi dialogami, pisana pięknym językiem i w wildowskim stylu.
Polecam wszystkim fanom autora, jeśli się z lordem Salavile nie spotkali. A jeśli ktoś nie odkrył jeszcze Oscara Wilde'a, to „Zbrodnia lorda…” może być doskonałą wprawką.