Zachęcona dobrymi opiniami, sięgnęłam po „Zadziorną Baronównę”. Miałam ochotę na książkę, która mnie zrelaksuje, rozbawi i da to uczucie ciepła w serduchu. Czy dostałam to, czego oczekiwałam? Nie do końca. Miałam wrażenie, że Urszula Gajdowska chciała stworzyć coś na wzór polskich Bridgertonów, niestety zabrakło jej kunsztu Julii Quinn. Bo chociaż wszystkie elementy romansu historycznego zostały w książce zawarte, to jednak brakowało mi tej subtelności i poczucia humoru, które reprezentują mistrzynie tego gatunku. „Zadziorna baronówna” nie jest książką bardzo złą, a biorąc pod uwagę fakt, że jest to debiut Pani Gajdowskiej, na niektóre mankamenty można przymknąć oko, mając jednocześnie nadzieję, że autorka nabierze doświadczenia i kolejne części będą tylko lepsze.
A o czym traktuje wspomniana powieść? Sabina Ostrowska, główna bohaterka, w swoich kręgach uchodzi już za starą pannę i wcale nie ma zamiaru zmieniać tego stanu rzeczy. Małżeństwo zdecydowanie nie znajduje się na jej liście priorytetów. Cóż zatem na tej iście jest? Otóż chęć bycia traktowana po partnersku i jako partner prowadzić wraz z ojcem i bratem kryminalne śledztwa. W trakcie jednego z nich na jej drodze staje Wiktor Godlewski, z równie ostrym językiem jak nasza bohaterka. W powietrzu iskrzy, kłótnie i wymiana ostrych zdań zdają się być na porządku dziennym. Nie wygląda na to, aby coś się w tej kwestii miało zmienić.
„Zadziorna Baronówna” to pierwsza część cyklu „W ...