Głuchy głos pękniętego dzwonu w jednej chwili postawił na nogi całą wieś.
Czyż wymordowanie chutoru na początek powieści to nie jest trzęsienie ziemi w stylu Hitchcocka? A jednak o całości nie chce mi się nawet napisać recenzji... Dlaczego? Rafał (Dębski) jakoś niewiele się dla mnie różni od Eugeniusza (Dębskiego). Owszem, podoba mi się wilczy wątek. Umieszczenie go w spopularyzowanym przez kultowe powieści kontekście powstania Chmielnickiego było szansą, ale jednocześnie i niebezpieczeństwem. Miało to pewnie w założeniu autora wspierać jego pomysł, ale w moim przypadku zadziałało odwrotnie. Że ta powieść jest wtórna wobec Sienkiewicza, że żeruje na jego bohaterach i powtarza wątki Trylogii (Serhij jak Bohun i Skrzetuski zarazem, Parasza jako podstarzała Horpyna itp.) to pół biedy, ale powtarzanie scen - w dużo gorszym stylu - po Sienkiewiczu (za scenę wyrzucenia Chmielnickiego robi tu akcja Hryńka) - tego mi było za wiele. Prócz zrobienia z Kozaków wilkołaków oryginalny był jeszcze zamysł, by spojrzeć na rzeczywistość, którą przedstawił autor Ogniem i mieczem, z drugiej, kozackiej strony. Ale nie zostało to wcale wykorzystane. Same stworzone przez Sienkiewicza stereotypy. No i rozumiem, że to fantastyka, ale odwracanie biologii (mężczyźni mają ruję, a samice w każdej chwili mogą zajść w ciążę, taka jest moc ich nasienia) służy chyba tylko leczeniu jakichś pseudomęskich kompleksów? Co do języka powieści, widać że autor stara się wplata...