Sam opis z tyłu książki wprowadza w nastrój powieści. „Nie gięli karku ani przed Chmielnickim, ani przed carem ni przed polską szlachtą. Za nic mieli ludzkie wojny i rozgrywki o władzę. Tedy nie zapisali się w kronikach, jeno w stepie usłyszeć można bajędy o Wilkołakach, co Okołopełni zmieniają się w bestie.” Gwarantuję, że całość jest utrzymana w takim samym stylu. Mnie osobiście to urzekło i konsekwencja autora w tej kwestii zasługuje na podziw.
„Wilkozacy. Wilcze prawo” to pierwsza z książek Rafała Dębskiego, które miałam okazję przeczytać. Po tej lekturze jestem pewna, że sięgnę po inne jego pozycje. Ten autor jest idealnym przykładem na obalenie tezy, jakoby polscy pisarze mieli być gorsi od zagranicznych. Kto nie wierzy – niech sam sięgnie po tę książkę i się przekona.
Tytułowe postacie to Kozacy, potrafiący przemieniać się w wilki. Ceniący swoją sicz ponad wszystko, kierujący się bezlitosnym prawem, silni i bezwzględni. Znienawidzeni przez ludzi, którzy boją się ich i wierzą, że Wilkozacy są nieśmiertelni. Książkę zaczyna opis napadu Wilkołaków na miasto. Porywają żonę Serhija, Marikę, wraz z jej malutką córeczką. Marika zostaje zgwałcona. Dowódca Wilkozaków wpada w gniew i oprawca Mariki ginie, przed śmiercią, według zwyczaju, mogąc oddać swoją duszę komuś innemu. Zwykle Wilkozacy oddawali duszę, a więc i swoją siłę, przywódcy lub przyjaciołom. Oprawca Mariki wybrał… ją samą. Serhij, przebywając w tym czasie z dala od domu, dowiedziawszy się o losie Mariki i dziecka, postanawia, wbrew rozkazom swojego przywódcy, odszukać żonę i córeczkę. Równolegle do losów rodziny toczy się wątek Wilkozaków i wrogich im ludzi. Wszystko stopniowo układa się w całość.
W książce wiele elementów składa się na tworzenie niezwykłego klimatu, który idealnie oddaje przedstawiony w „Wilkozakach” świat. Opisy nie są męczące, pojawiają się w odpowiednich momentach i jest ich akurat tyle, ile trzeba. Nie za długie, ale też nie pozostawiające niedosytu. Język, którym napisana jest powieść, odpowiednio stylizowany, odgrywa ogromną rolę i stanowi „wisienkę na torcie”, dopełnienie całości. Można napisać podobną powieść, rozgrywającą się w tych samych realiach, językiem współczesnym. Tyle, że wtedy nie zabrzmi ona równie przekonująco, a czytelnik nie zagłębi się tak bardzo w przedstawionym świecie. Dębski wybrnął z tego naprawdę dobrze – język stylizuje na ówczesne realia, ale czytelnik nie czuje się nim zmęczony ani przytłoczony. Kreacja postaci również jest bardzo przekonująca. Wiele rozwiązań, które wybierali bohaterzy, mnie samą zaskakiwało, ale pozytywnie.
Nie ma chyba książki idealnej – w tej także znalazłam minusy. Początkowo powieść wciągnęła mnie bez reszty, głównie wątek Serhija i Mariki, które do końca mnie interesowały. Inne, niestety, z czasem coraz mniej. Zbyt dużo postaci, układów, początkowo jeszcze czytanych z zaciekawieniem, później już tylko, żeby „odbębnić” do czasu, aż pojawi się Marika lub Serhij.
Zastrzegam, że nie jest to książka dla każdego. Zawiera dosyć brutalne opisy i trup ściele się gęsto. Sama czytam sporo książek o podobnej tematyce, ale osobiście miałam dosyć po dwustronicowym opisie człowieka nabitego na pal.
Komu więc poleciłabym książkę? Miłośnikom polskiej fantastyki, bitwy na szable i niebanalnych opowieści. Poszukujący dreszczyku emocji również nie powinni być zawiedzeni, o ile przetrwają przydługie momenty.
"Przeznaczenie ku nam idzie, a iście diabelskie ma oblicze..."