Wydawnictwo Zysk i S-ka tuż przed Świętami Bożego Narodzenia wydało kolejny tom w nowym wydaniu „Gry o tron”. Na początku nieco zdziwiłam się okładką, ale odświeżając historię w niej zawartą zaczęła do mnie przemawiać. No i kładąc ją obok poprzednich części, wygląda idealnie.
Ten tom chociaż nieco krótszy od poprzednich zawiera wiele wydarzeń, które wciągają od samego początku. Akcja tutaj jest trochę wolniejsza niż wcześniej. Może i dobrze, że tak się stało, bo czytelnik łapie trochę oddechu od nadmiaru wydarzeń i bohaterów. Nie znaczy to jedna, że nic się tutaj nie dzieje i że postaci nagle jest o wiele mniej.
Po setkach lat wojen, intryg i zdrad siedem królestw zawiera rozejm. Ale czy na pewno? Władzę po śmierci Joffreya przejmuje Cersei. Kobieta, która potrafiła namieszać w tej powieści. I zdecydowanie nie jest moją ulubienicą. Niektórzy bohaterowie umarli jak Tywin Lannister, ale pojawiają się nowi. W tej części jest mniej krwi, ale więcej jeszcze więcej intryg i politycznych zawirowań.
To co na pewno urzekło mnie w tej serii, to bohaterowie. W każdym tomie, tak i w „Uczcie dla wron” są to wyraziste, barwne postacie, które potrafią wzbudzić skrajne emocje. Jednych się lubi, a innych nie. Ale właśnie o to chodzi. To właśnie dzięki takim bohaterom książkę czyta się z duża przyjemność.
„Uczta dla wron” nie jest łatwą książką. Poprzez wprowadzenie nowych wątków i bohaterów autor zmusza czyte...