Niech rozpocznie się gra…
Król Robert poprosił swojego przyjaciela Eddarda Starka, pana na Winterfell, by został jego Namiestnikiem. Propozycja z jednej strony bardzo zaszczytna, bo Królewski Namiestnik to, zaraz po królu, najważniejsza osoba w państwie. Problemem natomiast pozostaje fakt, że poprzedni lord piastujący to stanowisko, najprawdopodobniej zszedł z tego świata w sposób nienaturalny. Trudno jest jednak odmawiać królowi, więc lord Stark wraz z dwiema swoimi córkami, udaje się do Królewskiej Przystani, miejsca, jak się okaże, pełnego kłamstw, sekretów i spisków. Królowa Cersei pochodzi bowiem z rodu Lannisterów, którzy słyną ze swoich intryg.
Tak rozpoczyna się słynna „Gra o tron” – książka, której sława sprawiała, że aż bałam się po nią sięgnąć, chcąc uniknąć bolesnego zderzenia z rzeczywistością i rozczarowania. Czy moje obawy się sprawdziły? Na szczęście nie, zupełnie nie.
Jestem oczarowana całą tą historią, jej różnorodnymi bohaterami, wspaniale wykreowanym światem, w jakim to wszystko się dzieje. George R.R. Martin ma naprawdę wielką wyobraźnię. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ta historia trafiła w moje czytelnicze gusta. Mam tylko nadzieję, że pozostałe części dorównają pierwszej, inaczej będzie mi bardzo, bardzo przykro :P