Po wielu zachwytach nad tą książką postanowiłam ją przeczytać pomimo, że niezbyt często sięgam po kryminały.
I szczerze, można przeczytać, ale szału nie ma jeśli chodzi o tą książkę.
Dla mnie powieść jest interesująca, jeśli wciąga mnie od samego początku.
Tutaj mi tego zabrakło, wręcz nie miałam ochoty sięgać po nią i czytać co będzie dalej.
Narracja mnie irytowała. Nie lubię, gdy brzmi jakby trzecia osoba komentowała co ktoś zrobił (w dodatku w bez żadnych emocji) - np. "Lily stoi na dywanie pośrodku holu., Pani Castle wkracza do salonu...."
Postacie są płytkie, nijakie. Ja bynajmniej żadnej z nich nie polubiłam.
Lily Armitage nie zamierzała wracać do Endgame.
Miejsca, które nieodmiennie kojarzy jej się ze śmiercią matki.
Jednak otrzymuje list z prośbą od ciotki Liliany, która obiecuje jej rozwiązanie zagadki z przeszłości.
Przez 12 dni dziewczyna musi mieszkać w Endgame House z kuzynami i wziąć udział w grze o rodzinny spadek.
Gdy burza śnieżna odcina ich od świata, gra staje się śmiertelnie niebezpieczna.
Teraz stawką jest własne życie...