Mimo że „Morderstwo w świątecznym ekspresie” Alexandry Benedict na pierwszy rzut oka wydaje się świąteczną powieścią kryminalną, która jest lekka, urocza, przyjemna i nawiązuje to klasyki „Morderstwo w Orient Expressie”, to szybko okazuje się, że niekoniecznie o to w niej chodzi, a Boże Narodzenie to tylko tło… Tak naprawdę mamy do czynienia z powieścią mocno współczesną, mocno osadzoną w tym, co aktualnie dla nas ważne. Mamy pociąg, klasę pierwszą, wagon sypialniany, zamieć i zamknięte grono bohaterów. Wśród nich jest morderca, przyszły morderca, bo atakuje dopiero gdzieś w połowie książki. Oczywiście intryga kryminalna jest solidna, książka jest dobrze przemyślana, a ciekawość czytelnika utrzymuje się do samego końca. Ale w tym kryminale jest coś ważniejszego, tematy, zarówno zaprzątające nas od dawna, jak i te jeszcze niedawno przemilczane. To powieść mocna, o krzywdzie, o przemocy w związku, o wykorzystywaniu kobiet i traumach, z którymi jakoś trzeba sobie radzić. O macierzyństwie i tym, czego sami od siebie wymagamy. O tym, że czasem to, co jest, to wystarczy, a czasem powinno się reagować, a nie przechodzić obojętnie. Przyznam, że mocno mnie ten tytuł poruszył, pod koniec aż ścisnęło mi się gardło. Nie spodziewałam się powieści tak mocnej emocjonalnie, tak ważnej we współczesnej tematyce społecznej. A Święta? Są, historia toczy się głównie w Wigilię, są quizy i słodycze bożonarodzeniowe. Ale ważniejsze są postacie i ich bolączki. Jestem zaskoczona tą powieścią i go...