W zasadzie nie praktykuję oglądania najpierw filmu, nakręconego na podstawie jakiejś książki, a potem czytanie tejże książki. Tym razem jednak jakoś właśnie tak się zadziało. Najpierw obejrzałam, nawet już jakiś czas temu, cztery sezony serialu "Stulecie Winnych", zanim zabrałam się za książkę.
Jednak po namyśle stwierdzam, że to może nawet dobrze wyszło, ponieważ serial zaczyna się właściwie od tomu pierwszego, od "Ci, którzy przeżyli", czyli od czerwca roku 1914 a ja, wiedząc o tym, czytanie zaczęłam "po bożemu":) od samiuśkiego początku, czyli od małżeństwa młodziutkiej, ale nad wiek poważnej i statecznej Broni Wielichnowskiej, z Antonim Winnym, przybyszem nie wiadomo skąd.
Dzięki temu też znalazłam w tym początkującym tomie odpowiedzi na pytania, które nie dawały mi spokoju od czasu obejrzenia serialu. Na przykład jak poznali się pierwsi "Winni", czyli Bronisława i Antoni. Dlaczego najstarszy ich syn, Roman, kulał itd. itp. Teraz już wszystko wiem i spokojnie mogę czytać dalsze tomy i sprawdzać, czy serial ich treść wiernie odtwarzał, czy tylko luźno trzymał się książkowej fabuły.
Przyznaję, że pani Ałbena pisać potrafi. Pisze z sensem, bez "wieści dziwnej treści", bez zbytniego moralizatorstwa, rozwlekania, czy gloryfikowania wydarzeń historycznych (np. powstanie Styczniowe), które przez sto lat sagi, sypią się obficie. Pisze tak, że naprawdę, czytałam ten tom z dużym zaciekawieniem. Dostosowuje słownictwo i sposób bycia chłopów z tamtego ...