Nowe wydanie porywającej powieści Ałbeny Grabowskiej, jednej z najlepszych polskich pisarek.
Weronika Przybyszewska dorasta w czasach, w których lepiej się nie wyróżniać i nie marzyć. Mimo to, realizuje pragnienia – pracuje w wymarzonym zawodzie i spotyka miłość, o jakiej marzą wszystkie kobiety. W szczęśliwym życiu Weroniki dochodzi jednak do tragedii – Sławek, miłość jej życia, ginie w wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę. W jednej chwili świat Weroniki rozsypuje się w proch. Czy uda się jej stworzyć nowy? Jakim kosztem?
Lot nisko nad ziemią to studium powrotu do życia po trudnych doświadczeniach życiowych, które nie dają jednoznacznych odpowiedzi. To także doskonale napisane studium życia współczesnej kobiety – jej marzeń, szczęścia i rozpaczy, trzymające w napięciu od pierwszych stron, aż do zaskakującego zakończenia.
„Pisząc tę książkę chciałam pokazać, że nawet smutna historia może być piękna. Sądzę, że nie trzeba bać się trudnych tematów. Strata, żal i ból są trudne, ale warto pokazać jak rodzi się nadzieja.”
Ałbena Grabowska
Fragment książki:
„Już w trzeciej klasie liceum wiedziałam, co chciałabym robić w życiu. Nie mówiłam na razie o tym ojcu, z obawy, że powiedziałby z zasady „nie”. Jeszcze musiałam z nim negocjować wszelkie życiowe decyzje. Nie byłam ani trochę samodzielna. Nie stać mnie było na to, żeby trzasnąć drzwiami i odejść do własnego życia. Kontynuowałam, więc swój domowy lot nisko nad ziemią i niewykryta przez radary ojca leciałam ku własnej przyszłości, wyobrażając sobie, że będzie świetlana. Tak, ciągle brałam pod uwagę jego zdanie. Matka nie liczyła się zupełnie. Sama wyprowadziła się z mojego życia, kiedy zaczęłam uczyć się w liceum. Wpadała na krótkie chwile, żeby powiedzieć, że mam bałagan w pokoju albo że zasypiam przy zapalonym świetle. Ja kiwałam głową, sprzątałam, gasiłam światło, a kiedy znajdowała nowy, błahy pretekst, typu odkryty ser w lodówce albo nieporządnie zasłonięte masło, z pieśnią na ustach odsłaniałam, zasłaniałam, myłam, ścierałam, co tylko chciała. Usypiało to jej już i tak słabą czujność. Miałam spokój na kilka tygodni. Czasami zastanawiałam się, jak można żyć pod jednym dachem, ba, na czterdziestu dwóch metrach kwadratowych, i kompletnie nic o sobie nie wiedzieć.”