,,Stanie się czas'' wydaje się rozbudowanym opowiadaniem. Dostajemy klarowny scenariusz oparty na ,,kosmitach'' w ludzkich skórach, o jednostkach, które potrafią przemieszczać się w czasie i przestrzeni. Jedną z takich postaci jest główny bohater, niejaki Jack Havig. Syn wojskowego, co przyszedł na świat drogą cesarki w szpitalnej loży. Drobny incydent matki sprawi, że Jack nieświadomie nauczy się ,,znikać'' i pojawiać w nieznanych okolicznościach. Stanie się podróżnikiem w czasie, chociaż nie oczekujcie wizji Wellsa - żadnych kapsuł, żadnych prymitywnych narzędzi czy arystokrackich przyjęć. Jack potrafi przemieszczać się materialnie bez pomocy urządzeń, technicznych zabawek, jedynie z czego korzysta, to coś na kształt kompasu, co umożliwia ustalić datę i cel dalekich podróży. Jack od malutkiego zafascynowany jest zagadnieniami filozoficznymi, biologią czy historią. Autor od galopującej akcji woli spokojny ton przypominający horoskop fatalistycznego miazmaty. Gdzie historia krąży od samotnego odmieńca wyrastającego na przywódcę, generała własnej woli, który z cichego chłopca wyrośnie na świadomego przybysza sięgającego do gwiazd.
Krótkie urywki z dzieciństwa naprędce przeistaczają się w kordon historycznej pułapki. Jack będzie świadkiem wielkich przewrotów, wojen krzyżowych, makabrycznych zbrodni. Duża część akcji skupia się na terenie Bizancjum. Stambuł staje się co najmniej symboliczną stolicą powieści. A głównym źródłem konfliktu jest cykliczna, ni...