Pamiętacie jak bardzo byłam wściekła na Fitzka za ,,Prezent''? Straszyłam siebie i jego, że do końca roku żadna książka spod jego pióra nie wpadnie w moje ręce. Teraz mogę stwierdzić bez ogródek: nie strasz nie strasz bo się .... Mam słabość do thrillerów Sebastiana i wierzę głęboko w jego twórczość co skłoniło mnie do przeczytania tytułu Ostatnie dziecko. Danie drugiej szansy spowodowało, że stać mnie jedynie na powiedzenie: kocham cię Fitzek. Dlaczego? Przekonacie się poniżej sami.
Do głównego bohatera powieści Roberta Sterna, prawnika zgłasza się koleżanka z dziesięcioletnim chłopcem, który twierdzi, że 15 lat temu zabił człowieka. Początkowo nikt nie traktuje tego poważnie do czasu kiedy chłopiec wskazuje miejsce zbrodni, opisuje dokładnie jej przebieg i wskazuje narzędzie zbrodni. Gdyby tego było mało dzieciak twierdzi, że zabił jeszcze kilka innych osób. Co jest grane? Czy rzeczywiście jest możliwym by zabójcą był chłopiec? A może zagadka jest jednak bardziej skomplikowana?
Opis mnie na początku trochę odstraszał, bo sądziłam, że będę miała do czynienia z science-fiction. Na szczęście okazało się, że przyszło mi się zmierzyć z rasowym thrillerem, który na początku był totalnie abstrakcyjny. I właśnie to było jego największym atutem. W historię wsiąka się praktycznie od razu. Ciekawość nie zostaje zaspokojona przez dłuższy czas i człowiek naprawdę ma problem z tym czy wierzyć w winę chłopaka czy też nie. Fitzek naprawdę się tutaj spisał i popisał s...