Tej książki nie trzeba czytać, bo ona sama się czyta. Dziwny był tylko wstęp, gdyż wydawało mi się, że został wyrwany z kontekstu. Później poznałam historię Roberta Cohna, szczegółową i skrótową zarazem obarczoną bardzo długimi zdaniami. Czułam się jakbym czytała w biegu, jakby mierzono mi czas w ciągu którego ją przeczytam. To się nie zmienia do samego końca, choć jest totalną odwrotnością samej historii. Niby nic takiego się nie dzieje, bo postacie dużo rozmawiają, wdają się w romanse i ogólnie każdy czas spędzają na upojeniu swojego ciała alkoholem, jednak coś tu było takiego, że chciało się to czytać. Mamy taki dziwny styl pisarski, który wręcz pociąga nas do czytania. Zdania niby kończą się kropką, ale czytający czuje, że jest tu trzy kropek. To było totalnie abstrakcyjne i sprzeczne. Czytałam o tym jak wlewali w siebie alkohol i mnie to uzależniało. Gdy czytaliśmy o dwuznaczności sytuacji, to jakbym stała obok i to wszystko widziała. Nikt tu nikogo nie czaruje, zdania są proste aż do przesady, rozmowy ograniczone aż do bólu, a jednak chciałam to czytać. To taka pozycja z serialu ,,Chłopaki do wzięcia ", gdzie wiemy, że nic ciekawego się nie wydarzy, ale nie potrafimy przegapić żadnego odcinka:-))) Jestem świadoma, że nie wszystkim się ona spodoba. Nie ma tu filozofowania, nie ma opisów, ozdobników, postacie są średnio przedstawione, bywa, że wiemy w jaki sposób postąpią, ale nie tak dokładnie. Bohaterowie potrafią rozmawiać o wszystkim i o niczym, nie zawsze jest z...