McKinnon wepchnął Simonsa do pustej kabiny, zamknął drzwi na klucz, klucz włożył do kieszeni, odwrócił się i uderzył podejrzanego dokładnie w to samo miejsce co przedtem, tyle że znacznie mocniej. Rudzielec zatoczył się do tyłu, walnął plecami o ścianę i osunął się na podłogę. McKinnon podciągnął go w górę, przytrzymał jego prawe ramię na ścianie i z całej siły uderzył w biceps. Simons wrzasnął, usiłował ruszyć ręką, co okazało się niewykonalne, bo ramię ogarnął paraliż. Bosman powtórzył tę samą operację na lewym ramieniu i pozwolił Simonsowi zejść do parteru.
- Gotów jestem ciągnąć to w nieskończoność - przemówił McKinnon tonem konwersacyjnym, niemal przyjaznym. - Będę cię tak tłukł, jeśli trzeba, przyłożę i butem, wszędzie, od ramion aż do stóp. Na twarzy nie będzie żadnych śladów. Nie lubię szpiegów, nie lubię zdrajców, i nie zależy mi zanadto na ludziach z rękami splamionymi niewinną krwią.
- Gotów jestem ciągnąć to w nieskończoność - przemówił McKinnon tonem konwersacyjnym, niemal przyjaznym. - Będę cię tak tłukł, jeśli trzeba, przyłożę i butem, wszędzie, od ramion aż do stóp. Na twarzy nie będzie żadnych śladów. Nie lubię szpiegów, nie lubię zdrajców, i nie zależy mi zanadto na ludziach z rękami splamionymi niewinną krwią.