Mam czasami taki wewnętrzny dylemat w kwestii serii, bo nie potrafię zdecydować, czy wolę jeden motyw przewodni, czy jednak, by każda część stanowiła osobną, zamkniętą historię. Najbardziej kuszący wydaje się być wariant trzeci, łączący oba poprzednie. Tak też swoją trylogię skonstruował Juan Gómez-Jurado i to uratowało ją w moich oczach.
"Rey Blanco. Biały król" to trzeci tom hiszpańskiego cyklu, który oczarował miliony czytelników, ale nie mnie. Chciałam go jednak dokończyć mimo wszystko i okazało się, że warto było, bo teraz patrzę na wiele wątków zupełnie inaczej. Autor wymyślił całkiem niezłą klamrę dla całej historii i nawet jeśli przewidziałam to chwilę wcześniej, to i tak mi się podobało.
Mam wrażenie, że styl autora także nieco się poprawił w porównaniu do pierwszego tomu, a może akcja była na tyle wciągająca, że nie zwracałam już na to uwagi. Oczywiście nadal uśmiechałam się z politowaniem przy elementach sensacyjnych, jednak proporcje tym razem przemawiały na korzyść wątków kryminalnych. Może i były one mocno naciągane, ale przynajmniej naprawdę ciekawe i wzbudzające emocje.
Jak już wspomiałam, zakończenie ułożyłam sobie chwilę wcześniej, mimo to muszę przyznać, że nie było wcale oczywiste, jednak ta postać od początku trylogii wydawała mi się nieco podejrzana. Ogólnie ten tom pozwolił mi lepiej zrozumieć porzednie dwa i sprawił, że niektóre wątki nabrały sensu. Nie sprawia to wcale, że nagle bardziej mi się te wszystkie książki p...