Książka „Potwór z Podhala” autorstwa Bartłomiejom Kowalińskiego to kolejna odsłona przygód dziennikarza śledczego, Pawła Wolskiego. Tym razem bohater staje przed zagadką śmierci kolegi po fachu. Kiedy na umówione spotkanie nie zjawia się dziennikarz, Wolskiemu uruchamia się węch dziennikarski, który w żaden sposób się nie myli. Okazuje się, że zmarły dziennikarz pracował nad sprawą sprzed kilkunastu lat. Czy miała ona związek z jego śmiercią? Czy intrygi bohaterów i kłody, które Wolski musi omijać pomogą mu w rozwiązaniu zagadaki?
Autor prowadzi czytelnika za nos, a zwroty akcji zachowują dynamiczny rytm, aż do samego końca, co jest zapewne plusem, bo któż nie lubi tego napięcia na ostatnich stronach. Książkę czyta się bardzo szybko, a postać Pawła Wolskiego mimo kilku irytujących zachowań, ostatecznie zyskuje sympatię dzięki swojej skrupulatności, odwadze i dociekliwości. Cała fabuła nabiera barw, a czytelnik jest wciągnięty w świat dziennikarskich śledztw i skomplikowanych wątków.
„Potwór z Podhala” to odrębne śledztwo, które ma jeden punkt wspólny z poprzednimi książkami, którym jest życie prywatne dziennikarza, ale autor umiejętnie i konkretnie przypomina o relacji między Pawłem, a Pauliną.
Zaskoczyło mnie zakończenie i tożsamość mordercy. Jednak muszę przyznać, że nie doznałam wybitnych emocji z ujawnieniem zabójcy. Uważam, że zakończenie mogło być lepiej dopracowane. Niemniej jednak Bartłomiej Kowaliński po raz kolejny udowadnia...