Dziwna książka. Mam problem z jej oceną, a nawet wnioskami płynącymi z lektury, ale… od początku.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to określenie „historyk” – odmieniane we wstępie na wszelkie możliwe sposoby, przywodzi na myśl bardzo młodego, niepewnego człowieka, który czuje przemożną potrzebę udawadniania czytelnikowi, a może samemu sobie, że naprawdę jest historykiem.
Drugie to tekst z okładki: „Nie każdy żołnierz był bohaterem, nie każdy zabijał wrogów i nie każdy odniósł rany. Ale każdy pił”*. W II wojnie światowej brało udział zapewne kilka milionów żołnierzy. Twierdzenie, że wszyscy oni pili wydaje się… ryzykowne albo wręcz nieprawdopodobne. Zwłaszcza, że autor stwierdza wyraźnie: „Jednak ani w przypadku wojennej sielanki, ani w obliczu nieuniknionej klęski nie można mówić, że pili wszyscy, zawsze i wszędzie”**.
Jednak najważniejsze jest coś innego: to nie jest książka o tym, jak było, ale książka o wspomnieniach (choćby kilkuset) żołnierzy na temat alkoholu i picia w czasie II wojny światowej. Autor też zwraca na ten fakt uwagę: „Osobiście ograniczyłem się tylko do jednego rodzaju źródeł – wspomnień samych żołnierzy”***. Czy wspomnienia żołnierzy, które mogą być zafałszowane (świadomie albo i nie) wojenną propagandą, pragnieniem pokazania się w innym świetle, upływającym czasem i stoma innymi jeszcze powodami, mogą stanowić źródło kompletne i wystarczające dla… historyka? W książce popularnej, nastawionej raczej na rozrywkę – zapewne...