Od samego początku spodobała mi się postać wiedźmina, ponieważ szalenie lubię samotnych tajemniczych wojowników o wyjątkowych umiejętnościach, aparycji, wysokim sprycie i inteligencji. A jeśli na dodatek taka postać jest dobrze nakreślona przez autora i sprawia wrażenie autentycznej, to już w ogóle jest świetnie. A tak jest właśnie z wiedźminem Geraltem z Rivii, który został zabrany rodzicom na podstawie prawa niespodzianki. Dorastał w Kaer Morhen, Wiedźmińskim Siedliszczu, gdzie przeszedł szereg mutacji i morderczy trening, dzięki któremu stał się zabójcą potworów.
Równie ważnym elementem książki, zaraz obok głównego bohatera, jest sam świat wykreowany przez Sapkowskiego oraz sposób jego przedstawienia. Kroczą po nim nie tylko ludzie, ale też elfy, krasnoludy, gnomy i całe mnóstwo mniej lub bardziej przerażających stworów znanych m.in z naszych rodzimych legend czy podań ludowych. Strzygi, upiory, rusałki, płaczki, lesze, kikimory, wippery, alpy, bruxy, wilkołaki, bobołaki, mantikory, przerazy, żagnice, ghule, mglaki… to tylko część tego, co czyha w nim na naszego bohatera.
Kolejnym plusem jest humor. Nie ma żadnej "językowej przyprawy", która tak jak humor wpływa u mnie na pozytywny odbiór tekstu, niejednokrotnie ratując przy ostatecznej ocenie książkę ewidentnie słabą. Humor u autora jest specyficzny, nieco ironiczny, zgryźliwy, wynikający z niefortunnych wydarzeń i sytuacji czy dokuczania sobie nawzajem bohaterów. Dialogi w tej książce są wprost naładowane po...