Jeśli jesteś fanem Kinga to "Misery" znasz, cenisz i masz o tej książce swoje własne zdanie.
Ale może akurat jesteś osobą, która zaczyna przygodę z horrorem??? Ta opinia będzie właśnie dla Ciebie:
Są książki, które zapadają głęboko w pamięć i już na zawsze pozostajesz pod ich wpływem, urokiem, wrażeniem... Nazwij sobie to uczucie jak chcesz, bo gdy raz otworzysz "Misery" to gwarantuję ci, że będziesz ją pamiętał nawet na łożu śmierci (oczywiście jeśli będziesz należał do tych szczęśliwców, których ominie bliskie spotkanie z Altzheimerem, bo wówczas zapomnisz nawet imion własnych dzieci..)!!!
Nie znam drugiej tak skonstruowanej książki, choć przecież Kinga wielbię. Jego książki są balsamem dla mojej duszy..Swoistego rodzaju scenariusz na dwóch aktorów i sypialnię.. Jak mam opisać swoje wrażenia nie zdradzając fabuły?!?
ONA to Annie Wilkes - pielęgniarka z zawodu, fanka jednej z postaci z harlequiniastych romansideł - Misery Chastain (postaci tak cukierkowo mdłej, że autor postanowił ją uśmiercić raz na zawsze! Nabiła mu kieszenie kasą więc nic przy tym nie tracił.)
ON to Paul Sheldon - nałogowy alkoholik a przy tym pisarz i ofiara nieszczęśliwego wypadku.
Szczęśliwie wyratowany przez anioła, którego zesłał chyba sam Bóg - niejaką Annie Wilkes właśnie. Gdyby nie ona nie miałby szans. Co by ze sobą zrobił na mrozie, z połamanymi nogami?!? Umarłby!
I, w chwili ratunku, nawet nie przypuszczał, że taka śmierć na śniegu to byłoby dla niego najszczęśl...