„Środa 10 stycznia
Czytałem książkę o angielskim podróżniku, który po śmierci swoich towarzyszy został sam w dżungli. Otóż mniej się bał trudów i niebezpieczeństw niż samotności. Pomyślałem, że ja jestem samotniejszy od niego. Bo on ciągle się pocieszał, że w domu czeka na niego żona i normalne życie. A ja nie mogę się niczym pocieszyć, bo moje normalne życie jest właśnie takie: nikt na mnie nie czeka. Nawet ptaki przylatują na nasz balkon nie do mnie, ale do słoninki.
Mojej rodzinie nic nie można zarzucić. Ojciec jest geologiem, mama lekarką, mój starszy brat, Antoś, jest harcerzem. Tylko ja jestem sobą samym, bo mam dopiero dwanaście lat. Oni ciągle coś muszą: ojciec w najgorszą pogodę jedzie na próbne wiercenia, mama choćby nie wiem co nie opuści nocnych dyżurów, Antoś zawsze się spieszy, jak nie na zbiórkę, to na biwak, zimowisko, alert czy coś w tym rodzaju. ...”
Czytałem książkę o angielskim podróżniku, który po śmierci swoich towarzyszy został sam w dżungli. Otóż mniej się bał trudów i niebezpieczeństw niż samotności. Pomyślałem, że ja jestem samotniejszy od niego. Bo on ciągle się pocieszał, że w domu czeka na niego żona i normalne życie. A ja nie mogę się niczym pocieszyć, bo moje normalne życie jest właśnie takie: nikt na mnie nie czeka. Nawet ptaki przylatują na nasz balkon nie do mnie, ale do słoninki.
Mojej rodzinie nic nie można zarzucić. Ojciec jest geologiem, mama lekarką, mój starszy brat, Antoś, jest harcerzem. Tylko ja jestem sobą samym, bo mam dopiero dwanaście lat. Oni ciągle coś muszą: ojciec w najgorszą pogodę jedzie na próbne wiercenia, mama choćby nie wiem co nie opuści nocnych dyżurów, Antoś zawsze się spieszy, jak nie na zbiórkę, to na biwak, zimowisko, alert czy coś w tym rodzaju. ...”