Fragment środkowy: Kiedy chłopiec skończył 7 lat, Joziah zaprowadził go do warsztatu, żeby Ryszard przywykł do roboty. Uważał, że dziecko w tym wieku powinno przejść pod bezpośredni nadzór ojca, który go ukształtuje wedle woli. Nie liczono się wówczas ze skłonnościami dzieci. Syn białoskórnika zostawał białoskórnikiem, syn kupca powinien był rozwijać ojcowski sklep. Toteż Joziah postępował zgodnie ze zwyczajem, kształcąc swych synów na dobrych fabrykantów noży.
Patryk na przykład, mimo iż miał zaledwie dziesięć lat, spełniał pokładane w nim nadzieje. W kuźni przyglądał się ciekawie rytmicznej pracy miechów, słuchał z rozkoszą muzyki młotów, które waliły w rozżarzone do czerwoności płaty stali, napawał się widokiem ognia buchającego z pieców niby z czeluści piekielnych, lecz nade wszystko pochłaniał go wartki ruch szlifierek, które dobywały z noży snopy iskier. Joziah kazał mu pracować przy stole montażowym i chłopak wywiązywał się chwacko ze swych obowiązków.
Patryk na przykład, mimo iż miał zaledwie dziesięć lat, spełniał pokładane w nim nadzieje. W kuźni przyglądał się ciekawie rytmicznej pracy miechów, słuchał z rozkoszą muzyki młotów, które waliły w rozżarzone do czerwoności płaty stali, napawał się widokiem ognia buchającego z pieców niby z czeluści piekielnych, lecz nade wszystko pochłaniał go wartki ruch szlifierek, które dobywały z noży snopy iskier. Joziah kazał mu pracować przy stole montażowym i chłopak wywiązywał się chwacko ze swych obowiązków.