"Od kilku dni wieś Grębowice była miejscem popasu czwartego oddziału strzelców konnych przetrzebionego przez Niemców pod Niemirowetm. Oddziału, który kierował się teraz ku południowemu wschodowi. Zmordowani ludzie i zwierzęta popasali w zagajniku koło wsi, gdzie przyjęto ich z lękiem i nadzieją. Spora część koni okulałych bądź wyczerpanych walką nie nadawała się do dalszej drogi. Tymi zajął się miejscowy kowal i, jak trzeba, weterynarz w jednej osobie. Porucznik Wiśniewski, dowódca szwadronu osobiście odpowiadał za zwierzęta i ich dalszy los. Front był tuż, tuż. Od kilku dni mieszkańców Grębowie nękały nieustanne naloty niemieckich asów powietrznych. Złowieszczy warkot maszyn z czarnymi krzyżami na skrzydłach rzucał ludzi na ziemię w bruzdy, zagajniki lub po prostu tam, gdzie stali. Od huku płoszyły się konie uwiązane do drzew. Rżały strzygąc uszami i z pianą na pysku biły kopytami w suchą ziemię."