"Kuklany las" to moja pierwsza powieść grozy. Nie była to jakaś wymagająca lektura, w dodatku była to cienka lektura. Cienka, ale tylko objętościowo, bo fabularnie przyprawiła mnie swoją oryginalnością o gęsią skórkę. Ale...
Bo wyobraź sobie, że po zwykłym spacerze po lesie z dzieckiem do domu wracasz z czymś w rodzaju kukiełki. Twoje matczyne serce pęka i w głębi duszy wiesz, że dzieje się coś złego. Samo dziecko wydaje się wyzutym z uczuć przedmiotem, które przeszywa Cię lodowatym wzrokiem, a na każde Twoje pytanie odpowiada beznamiętnym "tak, mamo" lub "nie, mamo". No ciary na plecach czy chcesz czy nie są, a podświadomość zaczyna wariować. A las wzywa. Nie tylko Twoje dziecko, ale i tych pogubionych, którzy mogą się zaopiekować kimś nad kim stoi śmierć.
Powieść ta osnuta jest tajemnicą i tragedią. Śmierć czyha nad jedną z dusz, która jeszcze nie chce ujść tam, gdzie jej miejsce. Starowinka martwi się o swe dorosłe dziecię. Nie chce jej pozostawić samej na tym ziemskim padole. Motane przez nią niegdyś kukły, które w jakiś sposób żyją w lesie mają swój plan.
Oniryzm, który występuje w tej książce, sprawia że nie wiesz co jest prawdą, a co snem. Tutaj to wszystko domysły. Domysły, które sprawiają, że strach ma wielkie oczy.
...ale.
Finał książki to jednak wielki chaos. Przez to czuję, że mamy tutaj niedokończoną historię. Pozostał lekki niesmak połączony ze strachem. Nie było źle, koncepcja świetna, jednak zabrakło mi w final...