Zahipnotyzowała mnie ta książka. Wciągnęła mnie w swoją sieć i nie puściła do końca.
W Trójmieście rozpanoszył się seryjny morderca, który sam siebie okrzyknął Lucyferem. Kontaktuje się on z dziennikarzem śledczym Adamem Bergiem, który ma informować opinię publiczną o kolejnych jego zbrodniach. Rozpoczyna się piekielna walka z czasem i nierówny pościg za zabójcą, który nie pozostawia za wiele śladów.
Bardzo zaangażowałam się w tą historię. Wręcz spijałam słowa z kartek. Nie potrafiłam się od niej oderwać. Z żalem ją odkładam i czekałam niecierpliwie kiedy będę mogła do niej wrócić.
Co mnie tak ujęło? Napięcie, które trzyma od pierwszych stron i z każdą kolejną tylko wzrasta. Doskonale przemyślana i intrygująca zagadka kryminalna. Niesamowite zwroty akcji, przypominające sinusoidę. Bardzo sugestywne emocje bohaterów, od który skóra cierpnie i wrzątek stygnie w ułamku sekundy.
Podało mi się to w jakiś sposób autor wykreował Berga, ale też tytułowego Lucyfera. Nadał im ciała, ale też duszę, w które momentami lepiej nie zaglądać. Ich wzajemna „relacja” przypomina jakiś diaboliczny taniec będący połączeniem ucieczki i pościgu bowiem morderca i Berg zamieniają się czasami rolami.
Zaskoczyło mnie to, że książka ta nie kończy się na ujęciu sprawcy, ona toczy się dalej i dalej zaskakuje, dalej trzyma w napięciu.
Z wielkim impetem dotarłam do ostatniej stro...