Na okładce ona i on i tytuł, który od razu wywołał mi w głowie typowe skojarzenia: ona piękna i biedna, on piękny i bogaty albo mafioso, a dalej będzie sto trzydziesta wersja Kopciuszka. No, ale skoro już wziąłem się za lekturę, to przeczytać wypada.
Zacząłem więc i po paru stronach… zonk. To nie jest to, co mi się wydawało. Książka wessała mnie natychmiast i całkowicie. Przyznam, że nie przypuszczałem, iż można z takim taktem, wyczuciem i smakiem napisać o nieuleczalnej chorobie, jaką jest epilepsja. Tak, to ta tytułowa Epi. I autorka naprawdę wie, o czym pisze. Powieść skonstruowana w narracji pierwszoosobowej składa się z podawanych na przemian relacji dwojga głównych bohaterów: Leny (tej od Epi) i Kaja-Alka. Poszczególne wydarzenia obserwujemy więc z perspektywy kobiety i mężczyzny. Przyznaję, że to był dobry zabieg literacki.
Ktoś mógłby rzec: ograny temat, on i ona. Ale… Fabuła, dialogi i przemyślenia bohaterów podane są w taki sposób, jakby to nie była fikcyjna historia, a coś w rodzaju pamiętnika, albo spowiedzi ich obojga. Sprawia to, że czytelnik (zależnie od swojej płci) wczuwa się w nią lub niego.
Katarzyna Wycisk poruszyła w swojej powieści kilka bardzo ważnych problemów, z którymi wielu z nas styka się w codziennym życiu: pragnienie miłości, poczucie odrzucenia tylko dlatego, że jest się inną czy innym od wszystkich, dobre i złe relacje rodzinne, czy alkoholizm. To również historia o spełnianiu mar...