Nie przepadam za romansami. Rzadko po nie sięgam, a jeśli już to tylko w przypadku, gdy tło dla romantycznych wydarzeń bardzo mocno mnie zainteresuje. I tu podkreślam – bardzo mocno zainteresuje. W przypadku Epi: Nie pozwól mi upaść bardzo długo nie miałam tej książki w planach. No bo wiesz – romans. Czytałam inne pozycje tej autorki z mojego ulubionego gatunku – fantastyki i bardzo mocno mi się podobały. Wahałam się, ale w końcu zdecydowałam się dać szansę również romansom. No i się zdziwiłam.
Nazywanie Epi: Nie pozwól mi upaść romansem to według mnie dość mocne niedopowiedzenie. Zazwyczaj ten gatunek kojarzył mi się z kreowaniem niepotrzebnych dramatów, które wynikały najczęściej z durnego zachowania bohaterów, a czytelnik wściekał się, jak można być tak głupim i dlaczego bohaterowie nie wyjaśnią sobie wszystkie od razu na początku. Przyznam, że bardzo mocno obawiałam się, że i tym razem będzie podobnie.
Lena, nasza główna bohaterka, ma znajomego pisarza z Internetu. Nigdy nie spotkali się osobiście, a jedynie wymieniają ze sobą wiadomości e-mail. Kobieta wprawdzie otrzymała numer telefonu mężczyzny, ale nie miała w sobie odwagi, aby z niego korzystać. Alek z kolei ma wspaniałych przyjaciół i mroczną przeszłość, którą nie lubi się dzielić. Pod pseudonimem pisze powieści i również pod tym pseudonimem wymienia wiadomości z główną bohaterką. Przypadek sprawia, że Lena i Alek spotykają się na wspólnej imprezie. Mężczyzna początkowo ma wątpliwości, ale szybko rozpoznaje w kobiecie swoją przyjaciółkę w Internetu. Czujesz ten powiew dramatu w powietrzu? Jak długo będzie ukrywał swoją prawdziwą tożsamość? Czy będzie miał odwagę się przyznać? Jak zareaguje Lena, kiedy się dowie kim on jest? Muszę powiedzieć, że aż mi ciśnienie podskoczyło, uszykowałam sobie wałek i uderzając nim o otwartą dłoń, czekałam na zachowanie tego delikwenta. Ku mojemu zaskoczeniu, Katarzyna Wycisk postanowiła dramatów niepotrzebnych nie robić. Byłam pod wrażeniem! To był początek książki, a ja już wiedziałam, że będzie to coś, co mi się spodoba.
Jak już mówiłam – nie ma tutaj niepotrzebnych komplikacji. Życie ludzi potrafi komplikować się samo i naprawdę nie ma potrzeby ułatwiać mu tego poprzez brak komunikacji międzyludzkiej. Lena i Alek rozmawiali ze sobą, wyjaśniali wszelkie wątpliwości, gdy tylko się one pojawiły. Oboje mają trudne życie – dziewczyna jest chora na epilepsję, mężczyzna z kolei ma ojca alkoholika, który lubi nadużywać swojej siły. Oboje muszą sobie z tym radzić i oboje wspierają siebie wzajemnie. Było to dla mnie mega przyjemne, gdy widziałam, że mogą na siebie liczyć nawet w tych najtrudniejszych chwilach. Właśnie takie książki bym chciała czytać, tak powinny wyglądać romanse. Nasi bohaterowie powinni się kochać, a nie dramatyzować, gdy tylko pojawi się do tego nawet najmniejsza okazja (a to, że się pojawi jest tak pewne jak to, że jutro wstanie słońce).
Książkę szanuję też jeszcze z jednego powodu. Możemy się z niej dowiedzieć, jak postępować w przypadku, gdy osoba chora na epilepsję ma przy nas atak. Niech podniesie rękę ten, który wie, jak się zachować w takim momencie! Jestem po kursie pierwszej pomocy (wprawdzie miałam go dawno, no ale był), a przyznam, że gdyby mnie ktoś zapytał, to bym otworzyła szeroko usta i próbowała w odmętach pamięci przypomnieć sobie, czy w ogóle kiedykolwiek to wiedziałam. Ludzka pamięć jest ulotna, a już zwłaszcza nie lubi zakuwania na egzaminy i szybko w ten sposób zdobytej wiedzy się pozbywa. Co innego z informacjami przyswojonymi w tej przyjemny sposób – przeżyliśmy coś na żywo, zobaczyliśmy w filmie czy też przeczytaliśmy w książce. Autorka uświadamia nam, że taka pomoc wcale nie jest trudna i wbrew pozorom niewiele trzeba zrobić. Jest też informacja, czego absolutnie NIE robić. Szanuję bardzo i tym bardziej cieszę się, że mogłam zapoznać się z historią Leny i Alka.
Myślę, że warto zajrzeć do tej powieści. Poza przekazaniem nam niezwykle wartościowych informacji w przystępny sposób, poznamy też niezwykle emocjonującą opowieść. Epi: nie pozwól mi upaść to powieść pełna emocji, wzruszeń, ale również śmiechu i dobrej zabawy. To pozycja trudna, pouczająca, ale też przyjemnie zajmująca nam czas. Co najważniejsze – to lektura absolutnie inteligentna i nie ma tu ani jednej rzeczy, do której mogłabym się przyczepić. Może po za tym, że książka jest uważana za romans, a jest przecież miliardy razy lepsza od romansów.